Słynny, nadmorski kurort jeszcze śpi. "Trzy pokoje mam zarezerwowane"
Krynica Morska to największy kurort na Mierzei Wiślanej. I jeden z najchętniej odwiedzanych przez turystów. Latem ściągają tu tłumy gości z całej Polski, a nawet spoza kraju. Pojechałam do Krynicy Morskiej, żeby zobaczyć, jak przygotowania do sezonu. Zastałam ją chichą, senną i niemal wyludnioną.
Po styczniowej wizycie w Helu, który wbrew moim przewidywaniom, wcale nie zapada w sen zimowy oraz lutowej wyprawie na Wyspę Sobieszewską, gdzie przed hotelem trudno było zaparkować z powodu dużego obłożenia, podejrzewałam, że Krynica Morska u progu sezonu turstycznego również będzie tętniła życiem. A tu niespodzianka. Ani jednego człowieka. Dosłownie.
Gdzie są ludzie?
Właściwie już w autobusie powinnam nabrać podejrzeń, że Krynica odpoczywa przed najazdem turystów. Większość pasażerów wysiadła w Sztutowie, ostatni w Kątach Rybackich. Przez most Południowy nad przekopem Mierzei Wiślanej jechałam już tylko z kierowcą.
- O tej porze roku to tu cicho, wszystko zamknięte - opowiadał mi po drodze. - Ale w majówkę to się zacznie. W ubiegłym roku miałem na tej trasie dwie godziny opóźnienia. Takie korki były.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kierunek nie tylko na wakacje. "Kwiecień to po prostu marzenie"
Korki nie są efektem jedynie przyjazdu licznych gości. Droga przez mierzeję jest na wielu odcinkach remontowana i wprowadzono tu ruch wahadłowy. Jednak poza sezonem nie stanowi to problemu.
- Jak zjadą letnicy, to tu będzie stało na całej długości - wyrokuje kierowca, opierając się na doświadczeniach ubiegłego lata.
Na razie korków nie ma. Ale nikt z tego nie korzysta.
W Krynicy Morskiej nie widać ani gości, ani miejscowych. Takiej pustki na ulicach dawno nie widziałam. Cała okolica tylko dla mnie. To chyba ostatnie chwile przed sezonem, kiedy można naprawdę poczuć, że Krynica Morska, choć sławna na cały kraj, pod względem zaludnienia jest jednym z najmniejszych miast w Polsce.
Miasteczko ma około 1300 stałych mieszkańców, którzy mają do dyspozycji całkiem spory teren. Dlatego gęstość zaludnienia w Krynicy Morskiej wynosi zaledwie 11 osób na km kw. Naprawdę warto przypomnieć sobie te liczby, kiedy trafimy tu latem i będziemy szukać na plaży kilku m kw., na których zmieści się nasz koc czy ręcznik. Krynicę Morską rocznie odwiedza ponad 300 tys. tursytów, z czego zdecydowana większość pojawia się tu latem.
Cisza absolutna
Pouczona przez kierowcę, że jeśli nie planuję spędzić w Krynicy długich godzin, patrząc w morze, to pozostaje mi wrócić razem z nim kursem powrotnym za 40 minut. Zdecydowanie za mało czasu, żeby ruszyć w naturę i zobaczyć takie atrakcje jak znajdujący się niedaleko rezerwat przyrody Buki Mierzei Wiślanej czy wdrapać się na mierzący 49,5 metra Wielbłądzi Grzbiet. To nie tylko największe wzniesienie na całej mierzei, ale też najwyższa stała wydma w Europie. Tym bardziej nie mam czasu, by dotrzeć na Górę Pirata (oddaloną o około 6 km od centrum) i podziwiać widok na okolicę ze znajdującej się na niej drewnianej wieży.
Pozostaje mi więc centrum miasta. Spaceruję powoli kompletnie pustym deptakiem i przypominam sobie, z jakim trudem przedzierałam się tu kilka lat temu, kiedy byłam w Krynicy Morskiej latem. Rozgrzany słońcem tłum, dziesiątki straganów, balony, stoiska z jedzeniem.
Teraz po tym wszystkim nie ma śladu. Dochodzę do lunaparku, gdzie już niedługo będzie koncentrowało się życie rodzin z małymi dziećmi. W tej chwili karuzele śpią w najlepsze. Nikt nie robi sobie zdjęć z rodziną dzików, której pomnik stoi koło promenady, nikt nie szarpie drzwi do budynku informacji turystycznej, nie tłoczy się w restauracyjnych ogródkach. Puste ławki, lekki wiatr od wody, leniwy szum morza. Żywej duszy. Nawet żaden z 1300 mieszkańców nie wyszedł, żeby zrobić zakupy czy porozmawiać z sąsiadem.
Wracam do autobusu. Kierowca kończy kanapkę i mówi, że zaraz ruszamy. Po drodze pokazuje mi nowe budynki, domy, które wyglądają na opuszczone.
- To teraz robi takie wrażenie, ale od maja się zapełni - komentuje. - Tu prawie wszystko to pensjonaty, albo mieszkania na wynajem. Zimą to czasem w ferie albo w okolicach świąt trochę ludzi zajeżdża, a potem do majówki jest taki spokój. Ale latem - szaleństwo. Trudno wolne miejsce znaleźć. Choć przez ten remont mieszkańcy trochę gości potracili, bo i trudno tu dojechać i potem się przemieszczać.
A ludzie jeżdżą. Albo do Sztutowa na zakupy czy obóz zobaczyć, albo na przekop - zdjęcia sobie robią przy moście.
- Ale jak ktoś chce na miejscu siedzieć, cieszyć się morzem i piękną przyrodą - to nie ma problemu - wyjaśnia kierowca. - Nawet latem, jak tłumy zjadą, wystarczy odejść kilkaset metrów od głównych zejść na plażę i naprawdę można odpocząć - dodaje. - Bo pięknie to tu jest.
Krótki sezon?
Wygląda na to, że w tym roku na najazd turystów Krynica poczeka dłużej niż zwykle, a w długi majowy weekend korki nie będą tak spektakularne jak rok wcześniej. Zainteresowanie turystów kwaterami w nadmorskim kurorcie na chwilę przed majówką jest bowiem bardzo małe.
- Dosłownie trzy pokoje mam w tej chwili zarezerwowane - mówi Eugeniusz Bławat z Willi Bandera, która przyjmuje gości przez okrągły rok. - I nie tylko u mnie tak to wygląda. Rozmawiałem właśnie z kolegą hotelarzem, u niego też pusto - dodaje.
Zdaniem pana Eugeniusza w dużej mierze to skutek pogody.
- Jak zrobi się ładnie, to ludzie przyjadą - ocenia. - Będą rezerwować na ostatnią chwilę, albo z marszu się pojawią - przewiduje. - No i te remonty na drogach też pewnie część gości odstraszają.
Remonty do lata, a tym bardziej do majówki na pewno się nie skończą. Hotelarze liczą jednak na poprawę pogody. Na razie wygląda na to, że w Krynicy szykuje się dość spokojny długi weekend. Dla mieszkańców, którzy żyją z turystyki to z pewnością kiepska wiadomość.
Z drugiej strony ucieszy pewnie osoby, które wolą odpoczywać w bardziej kameralnym otoczeniu. - Tacy goście też się zdarzają, którzy wolą nas odwiedzać, kiedy jest tu spokojniej. Dla nich to z pewnością świetna okazja, żeby odpocząć w Krynicy bez tłumów - mówi pan Eugeniusz z Willi Bandera. - Miejsca noclegowe są, więc serdecznie zapraszamy - dodaje.
Magda Bukowska dla Wirtualnej Polski