"Wicekról" polskich gór. Sprawdziłam, co ludzie widzą w tym miejscu
Zakopane od wielu lat jest królem najpopularniejszych miejscowości wypoczynkowych w polskich górach. Jednak w rankingach na drugim miejscu coraz częściej pojawia się Karpacz, który skutecznie walczy m.in. z Krynicą-Zdrojem czy Szczawnicą o miano "wicekróla" polskich gór. Postanowiłam pojechać i sprawdzić, co tak urzeka polskich i zagranicznych turystów w tej niewielkiej miejscowości w Karkonoszach.
11.09.2024 | aktual.: 11.09.2024 14:38
Na początek kilka informacji "podręcznikowych". Karkonosze to najwyższe pasmo Sudetów. Rozciągają się na szerokości ok. 40 km. Tylko niespełna jedna trzecia tych gór, a dokładnie 28,5 proc. ich obszaru znajduje się w Polsce. Reszta należy do Czech. Karpacz to właściwie jedyne polskie miasto leżące w całości na terenie Karkonoszy.
Odwiedzam je chwilę po zakończeniu oficjalnego sezonu turystycznego. Oficjalnego, bo sezon w górach zwyczajowo trwa znacznie dłużej niż do końca wakacji. Dopiero we wrześniu miłośnicy ciszy i samotnych wypraw w góry przyjeżdżają tu, żeby wypocząć i złapać trochę "prawdziwego" górskiego klimatu.
Wszędzie ostro pod górę
Tuż po przyjeździe pierwsze zaskoczenie. Prawie wszędzie w Karpaczu jest bardzo stromo. Niby nic dziwnego, w końcu to miejscowość górska. A jednak jestem zaskoczona, bo noclegi mam zarezerwowane w Karpaczu Górnym, do którego z centrum wiedzie około trzykilometrowa droga, poprowadzona tak ostro pod górę, że dla osoby z walizką czy z ciężkim plecakiem jest to nie lada wyzwanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ej, przecież to nie Tatry, tylko Karkonosze" – myślę. W moim wyobrażeniu to małe góry, więc spodziewałam się raczej łagodnej, spacerowej trasy, a tymczasem miejscami mam wrażenie, że łatwiej by mi było iść na czworaka niż w pionie.
Wolny marsz sprzyja jednak obserwacjom. Zaskoczenie numer dwa to liczba szlaków odchodzących z głównej trasy w góry. Jako mieszczuch znad morza wiedziałam, że musi tu być szlak na Śnieżkę, szlak do schroniska Samotnia i szlak do świątyni Wang. Tymczasem wytyczonych tras jest mnóstwo. Polanki i słupy z oznaczeniami, dokąd dotrę daną ścieżką, spotykam co kilkadziesiąt metrów. Jest w czym wybierać.
Klasyka na początek
Ale ja decyduję się na klasykę. Pierwszego dnia ruszam do świątyni Wang i później dalej, do Kotła Małego Stawu, a więc do schroniska Samotnia.
Świątynia Wang i otaczający ją teren zdominowane są na początku września przez seniorów. Niewielki placyk przed drewnianym kościółkiem aż roi się od emerytów zasłuchanych w opowieść przewodniczki o tym, jak to się stało, że zbudowana w XII w. we wsi Vang, nad jeziorem Vangsmjøsa w Norwegii świątynia trafiła najpierw do Szczecina, później do Berlina, a w końcu w XIX w. do Karpacza.
Dowiaduję się, że kościół zbudowany jest z bali sosnowych nasączonych żywicą, że do jego ustawienia nie użyto ani jednego gwoździa i że kiedyś takich kościołów słupowych (klepkowych) było aż tysiąc, ale do naszych czasów przetrwało tylko kilka.
Miejsce niewątpliwie robi wrażenie - zarówno sama świątynia, jak i otaczające ją rzeźby oraz pomniki, a także maleńki cmentarzyk, na którym pomiędzy starymi mogiłami znajdziemy także grób poety i dramaturga, Tadeusza Różewicza.
Choć okolica świątyni Wang sprzyja raczej refleksji i wyciszeniu, na placyku tuż za płotem nie brakuje "turystycznego folkloru". Stoiska z maskotkami w krzykliwych kolorach, budki z lodami, wszechobecne oscypki muszą cieszyć się również tu niesłabnącym zainteresowaniem, skoro tyle ich stoi mimo zakończonego sezonu.
Szlak do Samotni
Tuż za ogrodzeniem świątyni Wang zaczyna się szlak prowadzący do schroniska Samotnia. Pamiętam je z czasów licealnych, więc ruszam, żeby "odgrzać" wspomnienia. Tutaj emerytów już nie spotykam zbyt często, raczej studentów z wielkimi plecakami. Na długich odcinkach idę zupełnie sama, w pełnej ciszy.
Wygodna, na większości trasy brukowana droga, wiedzie mnie przez lasy najpierw na Rozdroże na Polanie na wysokości ok. 1100 m n.p.m., a później do Kotła Małego Stawu na wysokości ok. 1400 m n.p.m. To właśnie tam, wśród malowniczych, niemal pionowych skał wokół jeziora, przycupnęło jedno z najpiękniejszych w polskich górach schronisk - Samotnia.
Szlak, który do niej prowadzi, nie jest jakoś szczególnie wymagający, choć - podobnie jak sam Karpacz – potrafi zaskoczyć stromymi odcinkami. Natomiast widoki, jakie rozciągają się mniej więcej od wysokości Rozdroża na Polanie, są naprawdę spektakularne.
Po tych kilku godzinach wyciszenia w górach i lesie, wracam do Karpacza. Zejście w dół do centrum i na deptak pozwala mi poczuć w moich nogach mięśnie, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Po raz kolejny roztrząsam wewnętrzny dylemat: co jest trudniejsze – wspinaczka czy schodzenie. Jak zawsze bez rozstrzygnięcia.
Mieszanka różnych stylów
Samo miasto Karpacz to przedziwna mieszanka przeróżnych stylów. Jest tu sporo zabytkowych willi, które pamiętają XIX w., ale także kilka obiektów pochodzących z XVII i XVIII w., jak np. karczmy sądowe. Jest tu jednak przede wszystkim mnóstwo nowych hoteli i pensjonatów, które tylko czasami silą się na zachowanie stylu budowli górskich. W wielu miejscach trwają budowy kolejnych.
Główny deptak miasta robi na mnie wrażenie miejsca trochę bez charakteru. Miszmasz restauracji, sklepów i sklepików z pamiątkami, straganów z chińszczyzną oraz stoisk z oscypkami, żurawiną i miodami. Motywem wiążącym wszystkie te obiekty jest postać Ducha Gór, czy jak kto woli Liczyrzepy lub Karkonosza. Wszystko to jedna i ta sama, na wpół fantastyczna postać, choć przybiera ona różne postaci. Najbardziej spektakularna figura legendarnego, ponurego wędrowca stoi przed muzeum czy raczej interaktywną wystawą o nazwie Karkonoskie Tajemnice. Podświetlana nocą robi naprawdę ogromne wrażenie.
Ceny w Karpaczu
Przyglądam się cenom w restauracjach. Tanio to tu nie jest. Ale oczywiście stawki za dania zależne są od miejsca. Zupę można zjeść tu za 20 zł, jednak częściej za 29-32 zł. Podobnie danie główne. Zdarzają się takie po 39 zł, ale częściej jest to 45-70 zł. Desery rzadko schodzą cenowo poniżej 30 zł. Jest to o tyle zaskakujące, że niższe ceny zastałam, będąc w Samotni, a później w schronisku Dom Śląski przy szlaku na Śnieżkę. Dziwi mnie to, ponieważ jednak tam, wysoko w górach, produkty trzeba dostarczyć i posiłki przygotować w dużo trudniejszych warunkach niż w centrum Karpacza...
Miasto zyskuje późnym wieczorem, kiedy zapalają się światła i światełka, które dodają mu uroku. Ale życie w centrum ok. godz. 20 powoli zamiera. Dobrze, że odkryłam już, że do Karpacza Górnego (przez niektórych do dziś nazywanego Bierutowicami) mogę wrócić lokalnym autobusem!
Śnieżka na koniec
Na ostatni dzień mojego pobytu w Karpaczu i w Karkonoszach zostawiam sobie creme de la creme, czyli Śnieżkę. Dostać się na nią można na kilka różnych sposobów - na szczyt prowadzą cztery szlaki piesze, a także dwa wyciągi. Od strony czeskiej kolejka gondolowa wjeżdża na samą górę, a od strony polskiej kolej kanapowa dociera na Kopę, skąd prowadzi szlak pieszy wymagający jeszcze około półtoragodzinnego podejścia na szczyt.
Gdy wydostaniemy się z piętra lasów na poziom Kopy, gdzie rośnie już wyłącznie kosodrzewina i inne niskie okazy typowe dla tej wysokości, widoki są niesamowite. Jak czytam później, przy takiej doskonałej pogodzie, jaka mi się przytrafiła, widoczność sięga 200 km. Pod sobą mam jak na dłoni cały Karpacz, a w oddali widzę wiele wsi i miast z Jelenią Górą na skraju widnokręgu.
Sama Śnieżka króluje nade mną ze swoją charakterystyczną sylwetką zwieńczoną "kosmicznymi talerzami" wysokogórskiego obserwatorium meteorologicznego. Zbocza na ostatnim odcinku ponad Równią mają mroczny kolor granitowy, są zupełnie gołe, nieporośnięte jakąkolwiek roślinnością.
Nie wędruję sama. Mimo zakończonego sezonu zarówno w schronisku Dom Śląski, jak i na szlaku oraz na samym szczycie Śnieżki turystów nie brakuje. Ogromna większość z nich mówi po czesku.
W dół z Kopy zjeżdżam koleją wprost do Białego Jaru. Zajmuje mi to nie więcej niż pół godziny. Choć na szycie Śnieżki były tłumy, na całej trasie zjazdu mijam tylko jedną turystkę.
Opuszczając Karpacz zastanawiam się, czy popularność tego miasta jest uzasadniona? Gdyby nie jego otoczenie, pewnie trudno byłoby mi ją zrozumieć. Ale kiedy zamykam oczy i przypominam sobie niedawne widoki ze szlaków - wszystko jest dla mnie jasne.