Znalazła pod Tatrami. "Czy wiemy, co to?"

Systematycznie w różnych regionach Polski odbywają się akcje szczepienia dzikich zwierząt. Wówczas szczepionki są podkładane w lasach, parkach czy na łąkach lub nawet zrzucane z samolotów. Szczepionki schowane zostają we wnętrzu brunatnozielonego krążka lub kwadratu o zapachu mięsnym lub rybnym.

Właśnie na taką szczepionkę, a właściwie tylko wnętrze owego krążka, natrafiła przewodniczka Klaudia Tasz, spacerując w rejonie Magury Witowskiej, czyli terenu przyległego do Tatrzańskiego Parku Narodowego.

"To szczepionka przeciw wściekliźnie, która przy zrzutach jest zawinięta w zanęcający ochłap, ale zwierzę jej nie przegryzło, jedzenie strawiło, a szczepionkę wydaliło. Czyli pechowo nie spełniła ona swojej roli" - napisała we wpisie na Facebooku.

Czytaj też: Zamkną fragment najpopularniejszego szlaku. Turyści muszą wybierać inne trasy

"Teoretycznie można owinąć ją dokładnie jedzeniem i rzucić z powrotem w krzaki, ale praktycznie trudno to zrobić dobrze, tak żeby nie tylko dostała się do przewodu pokarmowego zwierzęcia, ale żeby była przegryziona" - dodała. Widząc więc taką szczepionkę najlepiej po prostu ją zostawić.

Przypomnijmy, że weterynarze w Polsce zalecają profilaktyczne szczepienia kotów, a także bydła czy koni przeciw wściekliźnie. Z kolei szczepienia przeciwko wściekliźnie są obowiązkowe dla psów powyżej trzeciego miesiąca życia. Za ich brak grozi mandat w wysokości 500 zł.

Wścieklizna to niebezpieczna, nieuleczalna i śmiertelna choroba, której głównym nosicielem w Polsce jest lis rudy. Zakażenie człowieka następuje najczęściej przez pogryzienie przez chore zwierzę. Jedyną skuteczną metodą zapobiegania wściekliźnie są właśnie szczepienia ochronne.

Czytaj też: Mijali zakaz i przechodzili nad taśmą. Turyści za nic mają zagrożenia

Źródło: Facebook @Tatry Moja Miłość/Wysokogórski Przewodnik Tatrzański - Klaudia Tasz