Klienci wściekli na Pili Pili. "Miejscowi zdewastowali jeden z ich samochodów"
Chwilę po ogłoszeniu przez spółkę Pili Pili zawieszenia działalności, na forach internetowych rozgorzały dyskusje wściekłych klientów. Część zastanawia się, jak odzyskać pieniądze, inni rozważają zbiorowy pozew, a jeszcze inni wspominają, że rychły upadek zwiastowali już od dawna.
Klienci korzystający z wakacji oferowanych przez spółkę Pili Pili już od dawna skarżyli się na gwałtowny spadek jakości usług. Mimo iż oferta zapewniała gościom wypoczynek w formie all inclusive, na miejscu okazywało się, że pięknie było jedynie na obrazkach.
Braki w asortymencie hoteli spółki Pili Pili
Klienci skarżyli się nie tylko na standard obiektów, które po przyjeździe im proponowano, ale i braki w zapasach jedzenia oraz picia. Na internetowych grupach można przeczytać, że klientom brakowało podstawowych dań z karty, które należały im się w ofercie all inclusive.
"Braki we wszystkim. W piciu, jedzeniu. Brakowało coli, piwa, soków, ale również był dzień, że woda była wydzielana. Ktoś powie, że pojechałam pić colę na Zanzibar. Nie, nie po to jechałam, ale jak była w ofercie to miałam prawo mieć na nią ochotę. Miałam prawo zjeść kurczaka, który był w karcie, a nie było na stanie. Miałam prawo zjeść piep****ego steka, który był w karcie, a nie było go na stanie. Miałam prawo zjeść jajecznice na śniadanie, która była w karcie, ale ku**a nie było jajek przez kilka dni. I to wszystko w ofercie all inclusive. Dramat" - pisze rozjuszona internautka w poście opublikowanym w grupie "Zanzibar Pili Pili bez lukru".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Obraźliwe wpisy właściciela spółki Pili Pili
Niektórzy klienci Pili Pili twierdzą nawet, że największym problemem Wojciecha Żabińskiego, czyli właściciela spółki, nie były braki w asortymencie, ale jego podejście do ludzi oraz obraźliwe wpisy w mediach społecznościowych.
"O durnych turystach z Europy, którzy przylecieli do Afryki i myślą, że wszystko jest na pstryknięcie, że nie ma kurczaka, bo kury są małe, nie ma steków, bo krowy chude. Cola płynie, soki płyną, słomki płyną, owoce morza płyną, a i jeszcze to nasza wina, bo takie obłożenie między świętami a nowym rokiem, że wszystko zjedliśmy i wychlaliśmy" - pisze oburzona internautka.
Jak widać, sytuacja wokół spółki Pili Pili była napięta na długo przed tym, jak jej właściciel opublikował na Facebooku oficjalną informację o wstrzymaniu realizacji wykupionych przez klientów usług. Goście od dawna skarżyli się na spadek ich jakości.
Czytaj także: Nie tylko Zanzibar. Teraz tam Polacy uciekają przed zimą
Klienci zastanawiają się jak odzyskać pieniądze za wakacje
Internauci cały czas udostępniają nowe dane w sprawie Pili Pili oraz jej właściciela. Przedsiębiorca od dawna zalegał z wypłatami dla pracowników. Teraz podobno ukrywa się w RPA.
"Z informacji jakie uzyskałem na miejscu, wynika, że zarówno Pan Ż., jak i młody Ż. są już w RPA. Rano miejscowi zdewastowali jeden z ich samochodów w Jambiani, bo od miesięcy nie dostali wypłat. Również szkółka School Kate wynajęta przez spółkę Pana Ż. zamyka swoją działalność z powodu braku płatności faktur od grudnia. Patrząc na to wszystko jestem w szoku, że ludzie kupują i inwestują w gościa skazanego w Polsce za to samo" - czytamy na jednej z grup na Facebooku.
Część poszkodowanych zastanawia się jak odzyskać pieniądze za niezrealizowane wakacje. Właściciel spółki Pili Pili nie zamierza ich jednak zwracać. Zamiast tego zaproponował zrealizowanie pobytów po 4 czerwca albo wymianę opłaconej kwoty na tzw. pilicoiny, które będzie można wykorzystać na inne proponowane przez firmę usługi.
Inni rozważają złożenie zawiadomienia do prokuratury i przygotowanie zbiorowego wniosku. Zdaniem niektórych to koniec firmy sprzedającej rajskie wakacje na Zanzibarze. Internauci wieszczą upadłość spółki i odbycie przez Wojciecha Żabińskiego kary w Polsce albo... jego ucieczkę.
Dla własnego bezpieczeństwa warto kupować wycieczki z biur podróży
Aby oszczędzić sobie nieprzyjemności związanych z oszustwem lub bankructwem firmy organizującej wyjazdy, lepiej korzystać z ofert biur podróży, które zapewnią bezpieczeństwo w trakcie pobytu, ale i zabezpieczenie naszych funduszy.
- Wycieczki zorganizowane realizowane przez biura podróży to najbezpieczniejsza forma podróżowania, nie tylko ze względu na ochronę rezydenta na miejscu, oferowane przez touroperatorów gwarancje na wypadek zmiany planów czy komfort, że płacimy raz, a wszystkie najważniejsze składowe wycieczki - przelot, transfer, zakwaterowanie w hotelu - mamy w cenie, ale przede wszystkim ze względu na zabezpieczenie naszych środków finansowych - mówi WP Agata Biernat z Wakacje.pl
W Polsce obowiązuje jeden z najbezpieczniejszych systemów ochrony interesów podróżnych. Po pierwsze - zgodnie z przepisami - w przypadku odwołania wyjazdu biura podróży mają obowiązek zwrócenia klientom wpłaconych pieniędzy w ciągu 14 dni.
Po drugie, w przypadku ogłoszenia przez biuro podróży niewypłacalności, klienci mają pewność, że otrzymają zwrot wpłaconej kwoty lub będą mogli zrealizować zakupioną wycieczkę.