Niepokojące zdjęcia z Gdańska. Służby w pełnej gotowości
Po niedzielnym pożarze hali magazynowej w Nowym Porcie zamknięto kąpieliska w Gdańsku - od Brzeźna po Jelitkowo - i Sopocie. Mimo alertów, czerwonych flag i tablic informacyjnych przy wejściach na plaże, turyści wciąż wchodzą do wody. Ratownicy mają pełne ręce roboty. - Jest gorzej niż wtedy, gdy kąpielisko jest otwarte - przyznają.
W niedzielę 14 lipca wybuchł pożar hali magazynowej w dzielnicy Nowy Port. Konsekwencją było zamknięcie kąpielisk - w poniedziałek 15 lipca nie można było wchodzić do wody w Gdańsku Brzeźnie, a dzień później już na wszystkich plażach w pasie nadmorskim od Nowego Portu do Jelitkowa. Tego samego dnia zamknięto też kąpieliska w Sopocie. RCB wysłało do mieszkańców alert, aby nie wchodzić do wody na tym obszarze. W środę 17 lipca kąpieliska są dalej zamknięte - do odwołania.
Przyczyną ich zamknięcia było pojawienie się na wodzie wyraźnych filmów olejowych, które ciągnęły się mniej więcej na długości kilometra.
Kąpieliska w Gdańsku i Sopocie - ratownicy mają pełne ręce roboty
Czy turyści wiedzą o zakazie i się do niego stosują? Wychodząc z biura na gdańskim Przymorzu naiwnie myślę, że pewnie turystów na plażach będzie niewielu. Ja będąc na wakacjach, słysząc o plamie ropy i zakazie kąpieli, zdecydowanie omijałabym takie kąpieliska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wtedy się zaczęło. Akurat byli na plaży
Ruszam do Sopotu i przeciskam się przez tłumy na Monciaku, żeby wkrótce przekonać się, jak bardzo się myliłam. Gdy patrzę z desek mola na pas wybrzeża w stronę Gdańska, na plażach jest wręcz czarno od ludzi. W wodzie nikogo nie dostrzegam, za to przy wieży ratowniczej powiewa dobrze widoczna czerwona flaga.
Schodzę z mola i ruszam plażą w stronę Gdańska. Gdy mijam ratowników, widzę parę z materacem, która beztrosko wchodzi do wody. - Może myślą, że z materacem można - komentują ludzie siedzący na kocach.
Jakaś turystka krzyczy do pary, że muszą wracać, w tle słychać gwizdek ratownika, który już biegnie w stronę amatorów kąpieli. Okazuje się, że to para Azjatów, która o zakazie nie miała pojęcia. Ratownik tłumaczy im, co się dzieje.
Pytam go, czy sporo dziś miał takich sytuacji. - Mamy pełne ręce roboty - przyznaje. - Jest gorzej niż wtedy, gdy kąpielisko jest otwarte - mówi.
Ruszam dalej i obserwuję turystów. Większość stosuje się do zakazu, ale wielu moczy nogi. Bardzo dużo jest także spacerowiczów, którzy idą brzegiem i chłodzą się, brodząc po kostki w wodzie. Po chwili mijam ratownika z megafonem, który najpierw po polsku, a potem po angielsku przypomina, że nie wolno się kąpać i należy zostać na piasku.
Jestem pod wrażeniem, jak dobrze to funkcjonuje. Na plaży czuć jednak pewnego rodzaju napięcie - dzieci chcą wejść do wody, rodzice im nie pozwalają, więc zamiast atmosfery beztroskiego wypoczynku w powietrzu czuć nerwowość. Wiele osób rozmawia też o zakazie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakaz kąpieli w Gdańsku i Sopocie. Turyści wciąż wchodzą do wody
Gdy oddalam się od strzeżonych plaż w Sopocie i zbliżam do Jelitkowa, sytuacja powoli się zmienia. Nie ma tam ratowników, za to plażowiczów wciąż zatrzęsienie. Coraz więcej osób odważniej moczy nogi. Wiele z nich brodzi po kolana, ale też sporo osób puszcza do wody dzieci. Gdy słyszę, że jedna rodzina mówi po niemiecku, a około roczny maluch jest po szyję w wodzie, martwię się, że nie wiedzą o zakazie. Ojciec z szerokim uśmiechem odpowiada mi, że tak, wie, więc na chwilę tracę chęć do zagadywania ludzi.
Ewidentnie część osób dobrze wie o zakazie, ale i tak wchodzi do wody, część - głównie zagraniczni turyści - nic nie wie o możliwym zanieczyszczeniu. Widzę grupkę ok. sześciu osób zanurzonych po szyję. Powoli kierują się na brzeg, więc postanawiam poczekać. Okazuje się, że to turyści z Holandii i o zakazie nic nie wiedzą.
Gdy obok widzę kobietę z dwójką dzieci w wodzie, szybko do niej podchodzę. Nic nie rozumie po angielsku, ale woła kilkunastoletnią córkę. Też nic nie wiedziały, że nie można się kąpać i dziękują.
Po chwili na horyzoncie widać policjantów - widocznie to do nich należy niestrzeżona część plaży. Obaj rozmawiają z turystami i informują o zakazie. Podpytuję, czy dużo osób nie stosuje się do obostrzeń, gdy podbiega do nas znów nastolatka, z którą rozmawiałam przed chwilą. Martwi się, bo jej brat wypił trochę wody. - Czy nic mu nie będzie? - pyta policjanta, który nie jest w stanie jej odpowiedzieć.
Funkcjonariusz przyznaje potem, że rzeczywiście najgorzej jest z zagranicznymi turystami - oni często nic nie wiedzą o obostrzeniach i nieświadomie wchodzą do wody. Z kolei Polacy często mają zakaz za nic. - Mamy na przykład problem z tymi dwiema paniami - wskazuje na kobiety zanurzone po szyję. - Wołaliśmy je wcześniej do siebie. Powiedziały, że nic nie wiedziały, że nie można się kąpać. Minęło 10 minut, patrzymy, a one znów weszły do wody - przyznaje funkcjonariusz.
Obok plażuje Polak mieszkający w Danii, który dołącza się do naszej rozmowy. Opowiada, że widział na własne oczy, jak jedna z osób prowadzących sezonową gastronomię na plaży zerwała tabliczkę z informacją o zakazie kąpieli, która jest wywieszona przy każdym wejściu na kąpielisko. - Jeden facet mi opowiadał, że mieli dzienny zarobek rzędu 20-30 tys., a teraz im to drastycznie spadło - mówi.
Dodaje, że był też na plaży we wtorek od godz. 14 do 18 i wtedy w wodzie widać było dużo oleju. - Dziś już wygląda to dobrze, woda wydaje się czysta. Najważniejsze, żeby twarzy nie moczyć - mówi. Jak widać z podobnego założenia wychodzi więcej osób.
Przypominamy, że turyści mogą kąpać się w Gdańsku po drugiej stronie od wejścia do portu, czyli na kąpieliskach Stogi, Górkach Zachodnich i Wyspie Sobieszewskiej.