Polacy wyruszyli Gazelą w świat. "Kręcą nas tylko ekstremalne kierunki"
Nie interesują ich wycieczki all inclusive i leżenie na plaży. Im dalej, bardziej dziko i surowo, tym lepiej. 19 lutego wyruszyli z Gdańska rosyjską Gazelą na kolejną wyprawę. Kierunek: koło podbiegunowe.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Czwórka przyjaciół, jedna terenówka i morze nieprzewidzianych sytuacji. Plan wydaje się prosty – dotrzeć do Workuty, miasta położonego 160 km na północ od koła podbiegunowego, a stamtąd do oddalonego o ok. 150 km Salechardu. Sęk w tym, że to prawie koniec świata. A zanim się na nim znajdą, muszę przebyć tysiące kilometrów i przetrwać nawet 40-stopniowe mrozy. Podróż ma trwać tydzień. Uczestniczą w niej 4 osoby: Dariusz Obst - emerytowany wojskowy informatyk, Łukasz Kilichowski - pracownik firmy motoryzacyjnej, Jacek Kędzierski - właściciel warsztatu samochodowego, Michał Rychłowski - biotechnolog molekularny oraz "opiekun" wyjazdu.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Aktualny cel: Workuta
Wyruszyli z Polski w poniedziałek 19 lutego, kilka minut po północy. Gdzie dojadą, ile kilometrów zrobią? – Jeszcze do końca nie wiemy. To ma być podróż dla przyjemności, bez sztywnego planu. Chcemy cieszyć się chwilą. Założenie jest takie, aby dotrzeć do Workuty – mówi w rozmowie z WP Michał Rychłowski. Czym się udają? Wybór padł na wyprodukowaną w 2011 r. rosyjską GAZ Gazelą z napędem na 4 koła. Kosztowała ich jedyne 8 tys. zł. – Mówi się, że te samochody już z fabryki wyjeżdżają trochę zepsute. Jednak mają ogromną zaletę. W Rosji jest ich na potęgę, więc łatwo o części zamienne w razie awarii – tłumaczy naukowiec.
Jednak ich Gazela przeszła sporą metamorfozę w gdańskim warsztacie samochodowym. Samodzielnie skonstruowali koła niskiego ciśnienia czy niezależne źródło prądu z...piły łańcuchowej. Do piły zamiast łańcucha podłączony jest alternator samochodowy. Muszą być dobrze przygotowani. Wcześniej jeździli dwoma terenówkami, aktualnie tylko jedną. Muszą być przygotowani na wiele scenariuszy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Przyciągają nas nienormalne kierunki"
Tym razem pojechali w czwórkę, ale ekipa znajomych - miłośników nietypowych podróży składa się z 20 osób. – Na początku były takie państwa, jak Ukraina, Rumunia, Bośnia, Białoruś czy kraje bałtyckie na południu Europy. Jednak docieraliśmy coraz dalej - np. do Ameryki Południowej czy Mongolii, do której częściowo dostaliśmy się koleją transsyberyjską. Wszystkie te miejsca łączy jeden element, który nas "pociąga" – jest tam mało turystów. Nasze wyprawy nazywamy "nienormalnymi", bo jednak większość osób preferuje inny typ wypoczynku. A nam chodzi o wyzwanie, w skrajnych przypadkach o przetrwanie – mówi pan Michał.
Workuta - miejsce zsyłki Polaków
Tegoroczna podróż to nie pierwsza ich wyprawa pod koło podbiegunowe. W Workucie byli już w 2016 r. – Do tego miejsca nie prowadzi żadna oficjalna droga. Według Google Maps można tu dotrzeć jedynie koleją lub samolotem. Jednak droga istnieje – to tzw. "zimnik", używany tylko w czasie zimy. Latem to po prostu grząskie błoto. Położony jest wzdłuż linii kolejowej i musimy nim przejechać ok. 800 km – opowiada naukowiec. Co ciekawe, wiele osób w naszym kraju miało okazję usłyszeć o Workucie, ponieważ było to miejsce zsyłki Polaków. Pracowali w gułagach i m.in. wydobywali "czarne diamenty", czyli węgiel.
Dojazd do republiki Komi zajmie aż tydzień. Niektórzy dziwią się, dlaczego ekipa projektu "Gazelą w świat" w ogóle zdecydowała się na taki cel. Dla nich wytłumaczenie jest jedno - w tamtych rejonach nie patrzy na nich, jak na turystów, ale podróżników. – Mieszkańcy są ciekawi naszego pochodzenia, prowadzimy z nimi ciekawe i przyjemne dyskusje. Zawsze są bardzo pomocni, czasami aż za bardzo, starają się nas ugościć i nie chcą w zamian pieniędzy. Zawsze też posiadamy typowo polskie produkty, którymi możemy kogoś obdarować; mamy ze sobą miód, słodycze czy trunki – opowiada gdańszczanin.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Spotkanie z Nieńcami
Podczas ostatniej wyprawy miała miejsce sytuacja, która na zawsze pozostanie w ich pamięci. Gdy byli w drodze do Salechardu, spotkali dwóch mężczyzn ubranych w skóry i mówiących po rosyjsku, ale z dziwnym akcentem. Okazało się, że byli to Nieńcy – przedstawiciele rdzennej ludności żyjącej na północy Rosji. Często porównuje się ich do Innuitów.
– Zrozumieliśmy, że zepsuł im się silnik w samochodzie, tzw. "trikole", przeznaczonym do jeżdżenia w głębokim śniegu. Pomoc miała nadejść dopiero pod 3 dniach, więc liczyli na to, że może my dokonamy naprawy. Zależało im na czasie. Oczywiście zgodziliśmy się. Po całonocnej walce udało się uruchomić pojazd. Czuli się bardzo zobowiązani i chcieli się w jakiś sposób zrewanżować. Dostaliśmy od nich m.in. kotlety z renifera, a dzień później odebrali nas na skuterach z umówionego miejsca i zawieźli do swojego obozu – wspomina podróżnik.
Ugościli Polaków w swoich namiotach - czumach, jak najlepszych przyjaciół. Kilka dni wcześniej było tam wesele, więc mieli mnóstwo pysznego jedzenia i tradycyjnych przysmaków. Było to niesamowicie ciekawe doświadczenie, dlatego ponownie chcą ich odwiedzić. Wybiorą się też do Salechardu. Łącznie planują jeździć Gazelą przez 2 tygodnie. Po tym czasie chcą ją zostawić na miejscu i wrócić do Polski - samolotem lub pociągiem.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
– Wierzymy, że tak jak podczas poprzednich wypraw, poznamy godne zaufania, szczere i prawdziwe osoby, u których będziemy mogli przechować samochód. Oczywiście istnieje ryzyko, że trafimy na oszusta, jesteśmy na to przygotowani. Przebolejemy tę stratę – mówi Rychłowski.
Plan jest taki, że następnym razem, gdy wyruszą w świat, najpierw pojadą pociągiem lub polecą samolotem do miejsca, w którym poprzednio zostawili pojazd. Wsiądą do niego i pojadą dalej - w planach jest Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Chiny, Indie, a może znów Rosja.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Ile kosztuje wyprawa?
Nie licząc kosztu przygotowania samochodu, noclegi, wyżywienie oraz paliwo wyniosą ich po ok. 2 tys. zł na osobę na 3 tygodnie. Oczywiście mogłoby być jeszcze taniej, gdyby spali przez cały czas w samochodzie, ale jeśli będą mieli możliwość nocowania gdzieś za niewielkie kwoty lub będą mogli wziąć ciepły prysznic, to skorzystają z tego. – Życie w Rosji, zwłaszcza w odległych miejscach, nie jest drogie. Będąc 2 lata temu w Uchcie wynajęliśmy bardzo przyzwoity apartament na 4 osoby za 100 zł – wspomina pan Michał.
Przed wyjazdem musieli zaopatrzyć się w ciepłą odzież. Głównie wełnianą. Niezbędne były też: puchowa kurtka, polar, kalesony czy spodnie narciarskie, które dobrze trzymają ciepło. Buty, które zabrali, musiały być najlepiej o 2-3 rozmiary większe, aby można było założyć grube skarpety.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Warunkiem przedostania się do Rosji było też załatwienie wielu formalności. Ekipa z Trójmiasta dostała 3-tygodniową wizę turystyczną, która kosztuje ponad 400 zł na osobę. Muszą wrócić na czas do Polski. Jednak przekonują, że bardzo łatwo udało się załatwić wszelkie dokumenty. – Choć może to część osób dziwić, Rosjanie są bardzo mili. Zazwyczaj nie poruszają kwestii politycznych i mówią "politycy zawsze się kłócili, ale jako zwykli ludzie zawsze znajdowaliśmy nić porozumienia". I to jest często powtarzane w kontaktach z innymi osobami, które miały okazję podróżować do Rosji – zapewnia podróżnik.
Dodaje też, że wyprawa to będą ciężkie 3 tygodnie pełne wyzwań. Wiąże się bowiem nie tylko z przyjemnymi spotkaniami, ale i z zagrożeniem – czekają tam m.in. siarczysty mróz, tundra i dzikie zwierzęta. Jednak jest optymistycznie nastawiony. – Lubimy, kiedy coś się dzieje w trakcie podróży. Bo jeśli wszystko jest w porządku, to wyprawa jest zwyczajne nudna i nie poznaje się tylu ciekawych osób. Każdy powinien tego doświadczyć choć raz w życiu – mówi na końcu rozmowy Michał Rychłowski.
Zobacz też: Najzimniejsze miejsce na ziemi zamieszkane przez ludzi
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.