Polka mieszka w Austrii. Opowiada, co dzieje się przed meczem
Kasia Gaczorek z Tyrolskiej Organizacji Turystycznej mieszka w Innsbrucku. Jej partner jest Austriakiem, koledzy z pracy też pochodzą z Tyrolu. Kiedy obstawiają wyniki piątkowego meczu, tylko ona stawia na Polskę. Idzie za głosem serca, ale i rozumu, który podpowiada, że nasza reprezentacja ma potencjał, by wygrać.
21.06.2024 | aktual.: 21.06.2024 12:18
Magda Bukowska: Kasia, wiem, że kochasz uprawiać sport. Zdarza ci się też oglądać jakieś zawody sportowe? Pytam w kontekście Euro i zbliżającego się meczu Polska-Austria.
Kasia Gaczorek: Zdecydowanie. Oglądam mecze i kibicuję. Oczywiście nie wszystkie. Ale przy okazji takich ważnych zawodów jak Euro czy Mistrzostwa Świata - zawsze. Od kiedy pracuję w Tyrolskiej Organizacji Turystycznej wkręciłam się w to naprawdę mocno, bo mamy tu taką tradycję, że obstawiamy wyniki. W sumie bawi się w to około 60 osób. Typujemy zwycięzców, liczbę bramek i na koniec imprezy wyłaniamy naszych zwycięzców. Świetna zabawa i wielkie emocje.
Jaki wynik obstawiłaś na dziś, czyli na mecz Polska-Austria?
Ten mecz dopiero typujemy, ale stawiam 1:0 dla Polski.
Rozum ci tak podpowiada czy serce?
No pewnie, że serce. Bardzo kibicuję polskiej drużynie. Ale rozum mojemu typowaniu absolutnie nie przeczy. Po meczu Polska - Holandia naprawdę jestem pełna nadziei i wierzę, że mamy szansę. To było piękne spotkanie, pełne finezji, fajnych akcji i trzymające w napięciu do ostatniej sekundy. Oglądałam ten mecz w Austrii, słuchając tutejszych komentatorów i oni też się zachwycali naszą drużyną. Za to mecz Austria - Francja jest tu oceniany jako najgorsze z dotychczasowych spotkań turnieju. Gra była ciężka, toporna. Mało było widowiskowych akcji. Więc myślę, że Polska będzie tu miała sporo do pokazania.
A masz w pracy czy w domu jakieś wsparcie w tym kibicowaniu Polakom?
Nie. Wokół sami Austriacy. Jestem samotnym kibicem naszych reprezentantów i tak jak oni będą walczyć o honor na boisku, tak ja bronię ich honoru w strefie kibica (śmiech). Choć oczywiście pamiętam, że samo spotkanie jest nie tylko o honor, ale będzie miało decydujące znaczenie na dalszych losów obu drużyn na Euro.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ty jesteś za Polską, twój partner za Austrią - czy w domu taki mecz budzi emocje? Pytam, bo zastanawiam się, czy Austriacy w ogóle podchodzą do kibicowania tak poważnie jak Polacy.
Jeśli chodzi o oglądanie meczów z chłopakiem, to myślę, że to nie jest kwestia narodowości, tylko płci (śmiech). Wiadomo, że z facetami jest pod tym względem zawsze ciężko, no jeśli chodzi o piłkę, to oni przecież zawsze wiedzą lepiej (śmiech). Ale nie przewiduję poważnych potyczek na tym polu. Choć jak będzie, oczywiście okaże się wieczorem (śmiech).
A jeśli chodzi o to, czy Austriacy aż tak ekscytują się kibicowaniem jak Polacy, to chyba nie. Oczywiście są emocje, mamy w Innsbrucku dwie duże strefy kibica i one są pełne, mnóstwo się tam dzieje. Ludzie żyją tą imprezą. Tylko ode mnie z pracy osiem osób jedzie do Berlina na dzisiejsze spotkanie. Ale generalnie nie ma tu takiego napięcia.
Tyrolczycy są bardziej wyluzowani. Nie ma takich manifestacji i wszechobecnych symboli - flag, barw. Kibicują swoim, ale przede wszystkim dobrze się bawią. Mecze są okazją do tego, by się spotkać, razem spędzić czas, coś wypić i cieszyć się zwycięstwem. A w razie porażki jest trochę smutku, ale nie ma narodowego dramatu. Wracają do swoich zajęć i oczywiście w góry, bo tu życie generalnie koncentruje się wokół natury i spędzania czasu na własnych aktywnościach.
Skoro już przeszłyśmy do tych aktywności, powiedz mi, czy okolice Innsbrucka, które kojarzą nam się raczej z zimowym wypoczynkiem, bo przecież wokół są piękne Alpy, to dobry kierunek na letni wypoczynek?
Doskonały. Faktycznie Polacy latem zatrzymują się w Austrii tylko na krótki wypoczynek w drodze do Włoch lub Chorwacji. A omijają naprawdę cudowne, ale jeszcze nie do końca odkryte miejsca. W Austrii mamy fantastyczną przyrodę i mnóstwo sposobów na to, by uciec przed letnim upałem - wiadomo, im wyżej tym chłodniej, ale są tu też piękne górskie jeziora, z krystalicznie czystą wodą. Wszyscy świetnie zdają sobie sprawę, że Austriacy mają idealnie przygotowane trasy narciarskie, ale wciąż niewiele osób ma świadomość, że letnia oferta jest równie doskonale przygotowana i bardzo bogata. Rowery, górskie wędrówki, mnóstwo outdoorowych placów zabaw dla dzieci. To jest prawdziwy raj dla ludzi lubiących aktywny wypoczynek.
Podpowiedz konkretnie, gdzie jechać i co zobaczyć?
W moim ukochanym Tyrolu koniecznie trzeba wybrać się nad jezioro Achensee. Jest przepięknie położone między imponującymi pasmami górskimi Karwendel i Rofan. Warto tu przyjechać dla samego widoku i krystalicznej wody, ale oczywiście mamy tu mnóstwo atrakcji - żaglówki, kitesurfing i co tam jeszcze z wodnych sportów sobie wymyślimy. Można się zatrzymać na campingu, w hotelu czy w apartamencie - jak kto woli.
Pozostając w Alpach - drugie miejsce, które ja polecam, to Dolina Ötztal. To miejsce z niesamowitymi atrakcjami dla każdego. Okolice Öetz to raj dla rodzin z dziećmi – szczególnie dzięki wyciągom, które zabiorą nas na znajdujące się na szczytach place zabaw.
AREA 47 - czyli największy park wodny na otwartej przestrzeni, ze sztucznym jeziorem, najwyższym parkiem linowym i tym, czego koniecznie trzeba spróbować w tym rejonie czyli raftingiem i kanioningiem. Kanioning to już taka bardziej ekstremalna przygoda, ale gwarantuję, że kto raz spróbuje, to się zakocha. W AREA 47 można przenocować w namiocie tipi albo wygodnych pokojach. W Dolinie Ötztal jest też wspaniały bikepark dla kolarzy - Bike Republic Sölden. Są ścieżki dla tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z kolarstwem górskim i szlaki dla osób bardzo zaawansowanych, dające naprawdę dużego kopa adrenaliny. Kolarstwo to taki nasz odpowiednik nart zimą.
To trzecie miejsce może ja podpowiem, żeby zejść na chwilę z gór. Innsbruck.
Oczywiście. Moje ukochane miasto. Niewielkie, bo liczy zaledwie nieco ponad 130 tys. mieszkańców, ale bardzo bogate, jeśli chodzi o ofertę kulturalną i ciekawe imprezy. Najbardziej w tym miejscu cenię sobie wszechobecny luz. Na pewno nie bez wpływu na atmosferę jest fakt, że jedna trzecia mieszkańców to studenci (śmiech). Tak jak zimą nikogo nie zdziwi, że ktoś przyszedł na zakupy w butach narciarskich i w kasku, tak latem naprawdę wszędzie można wpaść w lycrowych spodenkach kolarskich, nawet na wieczorną imprezę czy kolację w knajpie.
Bo tu ludzie są absolutnie otwarci, przyjaźni, zupełnie nie zawracają sobie głowy czyimś wyglądem i doskonale rozumieją, że spędziłeś dzień na łonie natury i właśnie wracasz z gór. Za to kocham to miasto i ogólnie Tyrolczyków. Choć oni sami czasem mówią, że są zaściankowi i trochę wycofani ze świata, to ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Przez ten bliski kontakt z naturą są absolutnie otwarci, ciekawi ludzi, ale ich nie oceniają po kurtce czy butach, tylko skupiają się na wspólnych przeżyciach albo na wymianie doświadczeń z górskich wędrówek. Nie ma tu też takiego pędu, jest czas na rower, jest na pracę i spotkanie z ludźmi - w realu.
Czytaj także: Nowe połączenie z Polski. W końcu się doczekaliśmy
Ale nie bądźmy zaskoczeni, jeśli wieczorem życie nocne nagle się skończy. To znak, że następnego dnia będą świetne warunki do wyjścia w góry (zimą na narty, latem np. na rower), więc tutejsi mieszkańcy idą do domu się wyspać. Za to jeśli prognozy na kolejny dzień są marne - wszystkie knajpy są obłożone i życie nocne kwitnie. Po kilku tygodniach w Innsbrucku nie musisz już sprawdzać pogody, wystarczy wyjść do miasta i wszystko jest jasne.