Poza utartym szlakiem. 15 europejskich miast, które możesz zwiedzić na piechotę
Równie piękne, co kameralne francuskie, hiszpańskie i włoskie miasteczka. Znane prawdziwym podróżnikom, a nie przypadkowym turystom, przyciągają tajemniczą architekturą, zapierającymi dech widokami oraz knajpkami, w których jedzą lokalsi. Jak odnaleźć ukryte skarby Europy?
10.03.2018 11:27
Planując weekendowy wypad najczęściej wybieramy destynacje, do których łatwo dolecieć, polecają je zarówno znawcy architektury, jak i kuchni, a stosunek jakości do ceny noclegów wydaje nam się korzystny. W efekcie często trafiamy do tętniących życiem metropolii – fascynujących, ale wyczerpujących. A może by tak wybrać się na kilka dni nie do jednej z europejskich stolic, a miast i miasteczek położonych poza utartym szlakiem? Ich zaletą jest nie tylko niewielka ilość turystów, niewygórowane ceny i zaskakujące pejzaże, ale także to, że można wzdłuż i wszerz przejść na piechotę. To przyjemne wytchnienie po długich godzinach spędzonych w komunikacji miejskiej, prawda? Wybraliśmy 15 miejsc, które zachwycą tych, którzy nie wyobrażają sobie życia poza miastem, ale ukoją też nerwy chętnych do ucieczki z dusznych murów.
Dla (wiecznych) studentów: Coimbra, Portugalia
Była stolica Portugalii od XIII wieku przyciąga studentów. Uniwersytecki status liczącego ok. 150 tysięcy mieszkańców miasta sprawia, że życie kulturalne prowadzi się tu tak bujnie jak w znacznie większych Lizbonie i Porto (żeby dostać się do Coimbry, można wybrać jedno z dwóch pobliskich lotnisk). W Coimbrze każda knajpa rozbrzmiewa fado, a najpiękniejsze są te położone w cieniu średniowiecznych katedr. Studenci wpadają też na wernisaże do licznych galerii sztuki. A wystarczy wyjechać kilka kilometrów poza miasto, żeby zobaczyć rzymskie ruiny w Conímbriga albo fortecę Montemor-o-Velho. Co zrobić w jeden weekend w Coimbrze? Wspiąć się na 180 schodów XVI-wiecznej wieży na terenie uniwersytetu, żeby zobaczyć panoramę miasta, zażyć cienia na trzynastu hektarach ogrodu botanicznego albo odbyć lekcję w Museu da Ciência otwartym w dawnym zakonie.
Dla wielbicieli gotyku: Koszyce, Słowacja
Bratysławie brakuje uroku Pragi, ale Słowacja nadrabia swoim drugim najważniejszym miastem (239 tys. mieszkańców), którego początki datuje się w paleolicie. W Koszycach (najlepiej dojechać tu samochodem) można poczuć się jak w średniowiecznym grodzie, co z pewnością docenią fani „Gry o tron”. Przed wizytą w mieście warto przeczytać „Wyznania patrycjusza” węgierskiego pisarza Sándora Máraia, który opisuje prężny rozwój miasta u początku XX wieku. Ale wtedy nie skończyła się świetność Koszyc. Dziś to miasto młode duchem, które zachwyci zarówno fanów street artu (murale są bardziej spektakularne niż gdziekolwiek w Polsce!), co designu retro. W klimacie lat 60. utrzymane są najmodniejsze hipsterskie knajpy, np. Camelot czy Med Malina.
Dla smakoszy czekolady: Brugia, Belgia
Filmowcy uwielbiają miasteczko, które wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. Colin Farrell biega po nim z bronią w „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”, ale mieszkańcy mają pokojowe podejście to turystów pozwalając im nacieszyć się nie tylko belgijską czekoladą, frytkami i goframi, ale także muzeami diamentów i... frytek. Jak tu dotrzeć? Najlepiej dolecieć do Brukseli przy okazji zahaczając o instytucje unijne.
Dla frankofilów: Annecy, Francja
Francja w pigułce! Po bagietkę, wino i cafe au lait nie trzeba wcale jechać do Paryża. Nad najczystszym jeziorem Francji odnajdą się romantyczni zakochani. Tu można przejść przez Pont des Amours, wspiąć się na wzgórze do Château albo wybrać na wyprawę rowerową. Ale Annecy jest tak naprawdę stworzone dla sybarytów. Leży na styku czterech serowych regionów – Gruyère, Emmental de Savoie, Emmental français est-central i Tomme de Savoie. I już wiadomo, co zamówić do wina. Najłatwiej dostać się tutaj, lecąc do Genewy.
Dla koneserów stolic: Ljubljana, Słowenia
Jedna z najbardziej niedocenianych europejskich stolic (lata tu bezpośrednio LOT) jako jedna z niewielu ma urok małego miasteczka. Nie dość, że otrzymała unijną nagrodę dla najbardziej zielonego miasta, kryje też zaułki pełne street artu, zwłaszcza Metelkova Mesto ze squatami, barami serwującymi charakterystyczne pomarańczowe wino i galeriami. Ljubljany strzeże ziejący ogniem smok, a najprzyjemniejsze przechadzki można odbyć w parku Tivoli.
Dla zapalonych instagramerów: Positano, Włochy
Miasteczko na wybrzeżu Amalfi to jedno z najczęściej fotografowanych miejsc na świecie. Wystarczy wsiąść w samolot tanich linii do Neapolu, a potem wynająć samochód i udać się w podróż na południe. Jeśli gdzieś toczy się la dolce vita, to właśnie tutaj. Kolorowe kamieniczki kryją luksusowe sklepy, restauracje z gwiazdkami Michelina i butikowe hotele, a w marinie cumują jachty milionerów. Ale Positano ucieszy nie tylko snobów. Na skałach nad miastem kończy się Sentiero degli Dei, czyli pieszy szlak o długości prawie ośmiu kilometrów. Nagrodą za wysiłek są spektakularne widoki na lazurowe morze.
Dla czytelników baśni: Odense, Dania
W rodzinnym mieście Hansa Christiana Andersena baśnie stają się rzeczywistością. Co krok można napotkać ślady bytności pisarza – w Odense mieści się jego muzeum, na ulicach stoją rzeźby postaci z jego opowieści, ławki też mają przypominać baśniowych bohaterów. Nie mówiąc już o XVI-wiecznym zamku Egeskov, w którym chciałaby zamieszkać niejedna księżniczka. Czym się posilić? Lokalnym przysmakiem jest Smørrebrød, czyli kanapka z rybą i serem. Od XVII wieku serwuje się ją w Den Gamie Kro. Tutaj życie toczy się na tyle wolno, że nie wypada poruszać się inaczej niż piechotą, ewentualnie na rowerze. Podobnie jak w pobliskiej Kopenhadze, o którą można zahaczyć w drodze na lotnisko.
Dla greckich bogów: Folégandros, Grecja
Podczas gdy Santorini jest idealne dla blogerek fotografujących białe domki, nieopodal dryfuje wyspa o wiele skromniejsza. Surowa bryza napędza tu drewniane wiatraki, kozy wspinają się po wzgórzach, a fale rozbijają o ostre skały. Dla zmęczonych grecką cepelią Folégandros będzie wytchnieniem. Zatrzymać się można w Anemomilos Apartments zwisających z klifu albo Anemi Hotel w porcie Karavostasi, a zjeść w Irini – sklepie, który nocą zamienia się w restaurację z domowym jedzeniem. A dotrzeć na wyspę można promem z Santorini.
Dla winiarzy: Fryburg Bryzgowijski, Niemcy
Na skraju Schwarzwaldu u stóp Schlossbergu leży przecinane kanałkami miasto słynące z wina. Jako że Fryburg nieomal graniczy z Austrią, Szwajcarią i Francją stanowi świetną bazę wypadową na dłuższą wyprawę. Dotrzeć tu jednak niełatwo, bo najbliższe lotnisko mieści się w Zurychu. Freiburg wynagrodzi podróż poczuciem przyjemnego odosobnienia. Może na czas pobytu w średniowiecznej perełce warto wyłączyć telefon?
Dla piwoszy: Pilzno, Czechy
Chociaż ma urok prowincji miasto, położone godzinę drogi z Pragi to miejsce powstania piwa Pilsner i samochodów Skoda, a więc najlepszych czeskich produktów eksportowych. Nic dziwnego, że podróżnicy prędzej czy później trafiają do jednej z piwiarni, ale prawdziwą gratką jest zwiedzanie browaru, którego tradycja sięga XIX wieku. Podróżujący z dziećmi zachwycą się Muzeum Loutek, czyli teatralnych (i nie tylko) lalek.
Dla historyków: Sybin, Rumunia
Zbudowane w XII wieku jest obiektem kultu fanów średniowiecza. Labirynty schodów, fortyfikacje, łuki – tu można poczuć się jak na turnieju rycerskim. W samym środku mieści się jednak barokowy pałac Brukenthalów przerobiony na pierwsze w Rumunii muzeum (rok założenia: 1817). Warto zaplanować wizytę na przyszły rok, gdy Sybin otrzyma tytuł gastronomicznej stolicy Europy. Wycieczka do miasteczka to pretekst, żeby odkryć resztę Rumunii (dolecieć można do Bukaresztu).
Dla fanów bałkańskich klimatów: Berat, Albania
W mieście tysiąca okien domki z czasów Imperium Osmańskiego wspinają się po wzgórzach. Wspinać się muszą także podróżnicy, bo średniowiecznych murów chronią skały. Miasto, które znało wiele kultur, zostało wpisane na listę dziedzictwa światowego UNESCO. Niełatwo się do miasta o ponad dwutysiącletniej tradycji dostać, bo najbliższe lotnisko jest w Tiranie, a i tutaj leci się z przesiadką.
Dla zmęczonych plażą: Albarracín, Hiszpania
Wielu turystów chciałoby zostać jednym z tysiąca mieszkańców miasteczka, o które w tysiącletniej historii toczono liczne boje. Nie tylko z powodu strategicznego położenia Albarracín w dolinie rzeki Guadalaviar. Nad przytulnymi domkami z terakoty górują XVI-wieczna katedra i mauretański fort. Najlepiej odwiedzić hiszpańskie miasteczko we wrześniu, gdy trwa fiesta. Ognie sztuczne, rozpędzone byki na ulicach, przebrani ludzie – wtedy można się poczuć jak lokals.
Dla tych, co nie boją się chłodu: Alesund, Norwegia
Miasteczko ze swoimi kolorowymi domkami w stylu Art Noveau wygląda jak z bajki. Nic dziwnego, że Norwegowie uważają je za najpiękniejsze nie tylko w swoim kraju, ale też na świecie. Najłatwiej dojechać tu z lotniska w Bergen, a warto, bo nigdzie fiordy nie są tak zachwycające. Nie uświadczy się tu zbyt dużo słońca, ale surowe krajobrazy przy zachmurzonym niebie wyglądają jeszcze bardziej monumentalnie.
Dla znudzonych Włochami fanów dolce vita: Rovinj, Chorwacja
Makaron z truflami z Istrii można zjeść tylko tutaj (np. w rekomendowanej przez Michelina restauracji Monte), gdzie szefowie kuchni uczą się gotowania od swoich włoskich sąsiadów. Italią, a dokładniej Wenecją inspirowana jest także architektura miasta. Relacje z Włochami zacieśniają się także w dziedzinie sztuki – w Rovinj Heritage Museum można znaleźć dzieła mistrzów od XIV wieku. Ale najbardziej romantyczna jest wyprawa łódką wzdłuż wybrzeża. Koniecznie o zachodzie słońca.