Pożar schroniska w Tatrach. Turyści pierwsi ruszyli z pomocą
To dzięki zaangażowaniu turystów, schronisko na Hali Kondratowej w Tatrach, które stanęło w płomieniach, zostało uratowane. Jednostki straży pożarnej dotarły na miejsce szybko, ale pożar ugaszono właściwie przed ich przybyciem. - Dzięki szybkiej akcji pracowników schroniska i turystów nie doszło do większej tragedii – ocenia komendant PSP w Zakopanem Grzegorz Worwa.
Do pożaru schroniska na Hali Kondratowej doszło we wtorek 31 maja ok. godz. 16. - Przebywało tam wielu turystów, którzy pomogli pracownikom schroniska, dzięki czemu akcja została przeprowadzona sprawnie i – powiedział w rozmowie z PAP komendant zakopiańskiej straży. - Dzięki szybkiej akcji pracowników schroniska i turystów nie doszło do większej tragedii.
Pożar schroniska
Korespondentowi PAP udało się porozmawiać z kilkoma osobami, które zaangażowały się w akcję.
- Byliśmy akurat na szlaku. Wracaliśmy z wycieczki, z Giewontu, a idąc do góry zatrzymaliśmy się właśnie w tym schronisku na posiłek. Wracając na dół zauważyliśmy, że jest duże zadymienie w okolicy schroniska i już wyciągnąłem telefon, żeby dzwonić na 112, ale zobaczyłem, że jest już dużo ludzi na miejscu, także podbiegłem na dół. Zobaczyłem, że jedni pomagali, drudzy się przypatrywali. Postanowiliśmy z kilkoma innymi turystami zrobić, co się da, żeby to schronisko ratować – opowiadał jeden z turystów biorących udział w akcji.
- Wyciągnęliśmy węże gaśnicze, podłączyliśmy je do hydrantu, puściliśmy wodę i polewaliśmy dach tam, gdzie było największe zadymienie. Była też tam drabina. Wyszliśmy na nią i bezpośrednio laliśmy wodę na dach, tam gdzie było największe zadymienie. Tak było do momentu przyjazdu straży pożarnej. Siedzieliśmy na dachu i walczyliśmy, żeby uratować to schronisko – mówił Maciej z Gdańska.
Osób cywilnych, które pomagał gasić było naprawdę dużo. - Zrobiliśmy to, co byliśmy w stanie zrobić. Pomagaliśmy tak, jak tylko potrafiliśmy. Było dużo nerwów, ale w końcu udało się uratować schronisko. Woda lała się do samego dołu, także wszystko jest przemoczone. Tam naprawdę wszystko działo się bardzo szybko. Było dużo emocji i nerwów. Straż przyjechała dosyć szybko – relacjonowała Marcelina, turystka z Torunia.
Spłonęła konstrukcja dachu na powierzchni ok. 20 m kw w okolicach komina. Część budynku została zalana w trakcie prowadzenia akcji gaśniczej.
Akcja gaśnicza
Ze względu na położenie schroniska dojazd do niego nie jest łatwy. Prowadzi tam trakt śródleśny, skalisty z dużymi wzniesieniami.
Do pożaru zostało zadysponowanych kilkanaście jednostek, ale na miejsce do samego schroniska dotarły dwa wozy gaśnicze z terenowym napędem i kilka samochodów terenowych. Na miejsce, oprócz Państwowej Straży Pożarnej z Zakopanego, dotarły jednostki z OSP z Olczy, Dzianisza i Kościeliska. - Na szczęście pracownicy schroniska zadziałali dosyć szybko. Pomogli turyści, którzy przebywali w okolicy i pożar się nie rozwinął. Jak dotarliśmy na miejsce to ognia już nie było. Dzięki szybkiej akcji nie ma dużych strat - ocenił komendant Worwa.
Strażacy prowadzili prace rozbiórkowe spalonej konstrukcji i zabezpieczyli plandekami spalony fragment dachu. - Zarzewie ognia było w okolicach komina, więc tam najprawdopodobniej powstał pożar – ocenił komendant.
Schronisko na Hali Kondratowej
Schronisko turystyczne PTTK na Hali Kondratowej mieści się przy południowej ścianie Giewontu na wysokości 1333 m n.p.m. To najmniejsze schronisko w polskich Tatrach. Ma 20 miejsc w pokojach 6- i 8-osobowych.
Budynek jest w całości zbudowany z drewnianych bali. Został wzniesiony przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie w latach 1947–1948. W 1953 r. schronisko zostało częściowo zniszczone przez kamienną lawinę, która zeszła ze stoków Giewontu.