Region, w którym wypoczniesz z dala od tłumów. "Wróciłam pijana szczęściem"
Mówi się, że o Alentejo wiedzą tylko jego mieszkańcy, hipsterzy i bociany. Bo te nawet zimą nie odlatują do ciepłych krajów. I choć wielu turystów omija ten region Portugalii, to mówię wam – robią błąd.
08.03.2019 | aktual.: 12.03.2019 09:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chyba każdy słyszał już o uroku Lizbony, boskich plażach Algarve czy magii Madery. Ale mało kto wciąż wie o Alentejo. Tymczasem to największy region Portugalii, w którym nie tylko można odpocząć z dala od zgiełku wielkich miast i kurortów, ale świetnie zjeść i napić się wyśmienitych win.
Prawda jest taka, że to raj dla wtajemniczonych. Turyści omijają go, bo idą na łatwiznę i wybierają sprawdzone miejsca (bądź co bądź także przepiękne!). Boją się zaryzykować, a romans z Alentejo jest wart każdego ryzyka.
By dotrzeć z Polski do Alentejo, wystarczy przylecieć do Lizbony, a stamtąd to już tylko półtorej godziny drogi samochodem. Od zachodu region ogranicza linia brzegowa pełna klifów i klimatycznych plaż, a resztę terenu pokrywają malownicze równiny, z których gdzieniegdzie wyłaniają się fortece i zamki.
Portugalski chillout
– Gdy wjeżdża się do Alentejo, to jakby czas się zatrzymał – mówi Małgorzata Kawiak, przewodnik po Portugalii. I nie jest to zdanie na wyrost.
Pola, łąki i liczne winnice wyglądają, jakby nie miały końca. Pasące się krowy i kozy, małe, klimatyczne domki i beztrosko przesiadujący przed nimi mieszkańcy. Wszystko to sprawia, że już od pierwszych chwil w Alentejo wiadomo, że trafiło się do miejsca, w którym nikt się nie spieszy - miejsca idealnego na relaks, na portugalski chillout. – Nawet przyjęło się mówić "alentejano", czyli wolny i flegmatyczny – opowiada Małgorzata Kawiak. – Ale w pozytywnym znaczeniu. Tutaj po prostu nikt się nie spieszy.
Jak to możliwe, że największy region Portugalii uchował się z dala od turystycznych tłumów? Ano tak, że nigdy o to nie zabiegał. W tutejszych miasteczkach życie płynie powoli. Latem, gdy temperatura osiąga nawet 40 st. C, niektóre miejsca wydają się zupełnie wymarłe. Wszyscy odpoczywają w cieniu swoich domostw, zajadając się oliwkami, pieczywem i sącząc lokalne wino.
Trochę jak w filmach
No właśnie – wino. Pobyt w Alentejo nie obędzie się bez niego. Winnice prowadzone przez całe klany rodzin ciągną się często na kilku tysiącach hektarów (tyle zazwyczaj należy do jednej familii).To z nich pochodzą wina, które kupujemy w polskiej Biedronce (portugalskim Pingo Doce). Każdy turysta może odwiedzić te miejsca, bo nie zajmują się tylko uprawą winorośli. To także hotele, sklepy muzea i restauracje. Ja pojechałam do Monte da Ravasqueira, posiadłości z winnicami, która zajmuje 3000 ha. Na miejscu jest trochę jak w filmach. Zamykam oczy i czuję zapach powietrza, kwiatów, traw. Przy stole delektuję się wonią świeżych ziół, oliwek, pieczywa i oczywiście wina. Choć nie znam się na nich totalnie, to dzięki pomocy lokalnego eksperta, wiem, że są dobrane idealnie. Czuję niebo nie tylko w gębie, ale i w sercu. Z Monte da Ravasqueira wyjeżdżam pijana… szczęściem.
Ten stan utrzymuje się w Alentejo nieustannie. Każdy, kto lubi piękne widoki, podzieli moje zdanie. Każdy, kto lubi dobrze zjeść, też będzie zachwycony. Na stołach królują mięsa, ryby (np. piotrosz czy corvina), sery kozie, pieczywo, świeże zioła i oliwki. Ale tutaj nawet chleb z masłem i solą smakuje wyśmienicie. Na deser warto poprosić o sericaię, czyli lokalny pudding.
Nie tylko oliwki
Alentejo to główny obszar rolniczy kraju. Poza uprawą oliwek i pszenicy, region słynie też z dębów korkowych. Zatyka się nimi butelki wina, ale nie tylko. Z portugalskiego korka szyje się sukienki, robi meble, torebki, buty czy kartki pocztowe. Wszystko to można kupić w małych sklepach przy fabrykach lub na stoiskach z pamiątkami w miasteczkach. I zapewniam was, że nie jest to tandeta. Nie bez powodu z tego materiału uszyto suknię dla Lady Gagi, krawat i parasol dla Baracka Obamy czy torebkę dla Angeli Merkel. Wszystko, co stworzone z korka, jest lekkie, wodoodporne, a nawet w pełni biodegradowalne.
Marmurowe miasto
Ale to niejedyny skarb Alentejo. Podczas wizyty w tej części Portugalii warto odwiedzić Vila Vicosa, czyli tzw. marmurowe miasto. Nazywane tak ze względu na powszechne zastosowanie tego budulca w mieście. Pobliskie, bogate złoża marmuru są jednymi z największych w Europie. Powstają z nich kaplice, budynki, schody, nagrobki czy figury.
Gdy trafiamy do malutkiego warsztatu pana Manuela (pracującego w zawodzie od 40 lat), pytam go, jak długo powstaje jedna taka figura (ok. metra wysokości).
– Zazwyczaj to 8 godzin pracy przez kilkanaście dni – zdradza. To bardzo precyzyjna robota, dlatego za jedną figurę płaci się od 750 do 1300 euro. Niestety, nie spakuję na pamiątkę w bagażu. Ale przyznam, że jego praca i efekt końcowy robią wrażenie.
W Alentejo bardzo ceni się rękodzieło. Lokalna ręczna produkcja dzwonków pasterskich została wpisana na listę UNESCO. Wciąż można zobaczyć jak powstają, a nawet kupić na pamiątkę – malutkie, symboliczne dzwoneczki lub duże, takie jak zakłada się krowom.
W miasteczku Arraiolos powstają za to piękne, ręcznie tkane dywany. Niektóre warte są kilka tys. euro. Nie ma się co dziwić – jedna osoba tka 1 m kw. przez dwa tygodnie.
Po kilku dniach w tej części Portugalii już wiem, czemu nawet bociany nie chcą stąd uciekać. Bo to do Alentejo powinno się uciekać. Po ciszę, spokój, relaks i najlepsze wino. Na szczęście to ostatnie mogę kupić w Polsce. Po resztę na pewno wrócę do Portugalii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl