Ryanair męczy nimi pasażerów. Stewardessy mają wcisnąć jak najwięcej towaru
Nie tylko piloci Ryanaira mają ciężko. Stewardessy i stewardzi pokładowi opowiadają o kulisach tej pracy "Gazecie Wyborczej". I przyznają, że zich zajęcie z prestiżem ma coraz mniej wspólnego. Ich rola w samolocie sprowadza się do bycia przekupką z bazaru. Atmosfera jest fatalna do tego stopnia, że pracownicy kłócą się między sobą o to, kto będzie sprzedawał alkohol. - Samolot nie wylądował, bo steward zamiast przygotowywać kabinę do ostatniej chwili sprzedawał - opowiada jedna z pracownic Ryanaira.
We wrześni irlandzka linia Ryanair ogłosiła odwołanie blisko 2 tysięcy lotów. Oficjalnie tłumaczyła to wystąpieniem nieoczekiwanych okoliczności, ale rzeczywista przyczyna była bardziej prozaiczna: przewoźnikowi zabrakło pilotów. Część z nich musiała pójść na zaległe urlopy, których z powodu wyśrubowanych norm pracy, nie byli w stanie wykorzystać wcześniej. Wielu odeszło z firmy do konkurencyjnej linii Norwegian.
O kulisach pracy pilotówpisaliśmy już wcześniej. . Cytowany kapitan mówi, że etaty to w tej branży rzadkość. "Praca w Ryanairze jest równie elitarna, jak na kasie w Biedronce". Tymczasem długie godziny pracy i rozliczanie z "rentowności lotów" są udziałem nie tylko pilotów, ale też pozostałych członków załogi.
Gazeta Wyborcza przytacza opowieści kilku pracowników. Wszyscy oni podkreślają, że na pokładzie czują się raczej jak sprzedawcy niż osoby, które mają zapewnić pasażerom bezpieczeństwo.
- Nigdy nie chciałam być sprzedawcą. A dziś, jeżeli nie zaoferuję pasażerowi batona do herbaty, to inny pracownik lub tzw. tajemniczy klient może donieść na mnie przełożonemu. Nie liczy się atmosfera lotu, tylko to że gdy zbieram śmieci, a pasażer oddaje puszkę po piwie, to powinnam zaproponować kolejne - opowiada Magdalena "Wyborczej".
Sprzedaż do ostatniej chwili
Aneta dodaje, że namawianie do zakupów powinna trwać do ostatniej chwili. - Sprzedaż powinna się kończyć, gdy podchodzimy do lądowania. My w tym czasie przygotowujemy kabinę. Sprawdzamy czy pasażerowie mają zapięte pasy, czy zasłonki okien są otwarte, podłokietniki opuszczone, stoliki złożone, bagaż odpowiednio schowany. Znam przypadek, gdy samolot nie wylądował, bo steward zamiast przygotowywać kabinę do ostatniej chwili sprzedawał - wspomina.
Tomasz zwraca uwagę, że obsługa dostaje pieniądze wyłącznie za czas spędzony w powietrzu, a więc, jeśli z przyczyn od siebie niezależnych, samolot nie może odlecieć na czas, pracownicy za spędzone na lotnisku godziny nie dostają ani złotówki.
- Na ziemi nie dostaję ani grosza, tyle że gdy lot jest krótki, więcej czasu spędzasz na ziemi. Nie mam żadnej gwarancji, ile godzin i czy w ogóle będę latał. W listopadzie każdy z nas ma zaplanowanych około 35 godzin lotów, czyli dostaniemy około 500 euro. Odejmij ZUS i okaże się, że za pracę w największej europejskiej linii lotniczej dostanę 1,7 tys. zł.- wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Przedstawiciel linii odrzuca wszystkie zarzuty i podkreśla, że członkowie załóg pokładowych Ryanaira zarabiają do 40 tys. euro rocznie i korzystają z dogodnych warunków zatrudnienia. Dzięki temu do firmy nieustannie spływają zgłoszenia od osób, które chciałaby się u irlandzkiego przewoźnika zatrudnić.
"Członkowie naszych załóg pokładowych nie są do niczego zmuszani, są natomiast zachęcani do sprzedaży produktów dodatkowych na pokładzie, za co otrzymują dodatkowe premie" – dodaje przedstawiciel przewoźnika.