Zawsze chciałem mieć takie coś... Ekspedycja traktorem dookoła świata
Wyruszyli Ursusem 6014 na podbój Ameryki Południowej, a blisko 60-letnim traktorem C328 ‒ do Afryki, bo wierzyli, że "polski sprzęt jest nieśmiertelny". Może nie rozwijają oszałamiającej prędkości, ale gapią się na nich wszyscy.
Traktoriada to ekspedycja polskim traktorem dookoła świata. O tym, jak z pozoru zabawna i lekko szalona inicjatywa otworzyła wiele drzwi, opowiada mi w białostockiej kawiarni "Pożegnanie z Afryką" Marcin Obałek ‒ obieżyświat, edukator, sympatyczny wielkolud w kapeluszu. Przyniósł ze sobą zestaw do etiopskiego ceremoniału parzenia kawy, podpalił aromatyczne kadzidełko.
Joanna Klimowicz, WP: Skąd miłość do traktorów i pomysł, by nimi podróżować?
Marcin Obałek: Ponad 20 lat temu drogą lądową ‒ autostopem, autobusami, pociągami, przez Iran i Pakistan ‒ dotarłem do Indii. W Pakistanie, w dolinie Indusu spotkałem pracujące w polu Ursusy. Widząc, jak sobie na tych wykrotach i wybojach nasze polskie maszyny radzą, przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby się nimi pochwalić. Udało się nawiązać współpracę z ówczesnymi, jeszcze działającymi Zakładami Przemysłu Ciągnikowego Ursus w Warszawie. Decyzja zapadła w szczególnym dla świata dniu, bo 11 września 2001 r. Za nią poszła cała akcja promocyjna Ursusa w Ameryce Południowej.
Zobacz też: 15 lat Polski w UE. WP jedzie w Europę
Nie w Indiach?
Nie, bo choć pierwotnie mieliśmy jechać do Indii, sytuacja geopolityczna zmieniła nasze plany. Padło na Amerykę Południową. Traktor i ciężarówkę trzeba było przetransportować statkiem, do tego pojawił się problem z samym wjazdem ciągnika do poszczególnych krajów, związany ze sprawami celnymi. Pierwsza pozytywna odpowiedź przyszła z Urugwaju i właśnie tam w czerwcu 2002 r. zaczęliśmy naszą podróż, przygodę w nieznane.
Kto był w ekipie i jaką trasę pokonaliście?
Wojtek Urbaniak ‒ pierwszy mechanik, Michał Przybysz i ja. W trasie stan nam się powiększał, kolejne osoby dołączały. Pierwsza wyprawa była najdłuższa: od Montevideo, największego estuarium Rio de La Plata, przez Buenos Aires, Argentynę i Chile, do Boliwii. Trwała osiem miesięcy, do lutego następnego roku.
Budziliście sensację w miastach?
Jak tylko wyjechaliśmy z portu w Montevideo, zostaliśmy wciągnięci do bardzo popularnego programu telewizyjnego "Buen Dia Uruguay", więc kiedy jechaliśmy przez kraj, wszyscy nam machali. Podobne serdeczne przyjęcie powtarzało się w innych krajach. Polska w Ameryce Południowej kojarzy się z papieżem Janem Pawłem II, ale też z futbolem. "Lato, Dejna, Boniek!" ‒ witali nas starsi fani piłki nożnej. Raz na południu Boliwii pomagałem traktorem wyciągać autobus z pasażerami, który utknął pośrodku rzeki. Wtedy mieszkańcy mówili mi: "A był tu taki Polak, Sobieslao Zasada". Nasz mistrz kierownicy został zapamiętany.
Były sytuacje niebezpieczne?
Może mniej związane z samym ciągnikiem, bo polskie traktory się nie psują (a naszym zadaniem było to udowodnić), natomiast mieliśmy bardzo groźną sytuację na tzw. Drodze Śmierci w Boliwii, kiedy trzasnęły hamulce w ciężarówce. Widziałem tylko na zegarach jak ciśnienie spada z wielkim sykiem, akurat zjeżdżaliśmy w dół, po lewej stronie była kilkusetmetrowa przepaść. Redukując i każąc ekipie wyskakiwać w biegu, zjechałem na prawo i ciężarówka wpadła do rowu. Udało się wrócić bez strat w ludziach i sprzęcie.
Co jest wyjątkowego ‒ poza tym, że jest to widowiskowe ‒ w podróżowaniu traktorem?
Traktor otwiera drzwi do różnych historii, wydarzeń, miejsc. Gdybyśmy jechali samochodem czy rowerem, przeszlibyśmy obok nich, niezauważeni. Poza tym żadna maszyna nie daje takich możliwości w terenie jak traktor. Pokonaliśmy na nim 20 tys. kilometrów, przejechaliśmy dżunglę amazońską, ośnieżone przełęcze andyjskie, największe słone jezioro świata, gorącą pustynię Atacama, pola gejzerów i bezkresną pampę.
Kolejna niebezpieczna sytuacja wydarzyła się na rzece. Zdarzyło się nam odkrycie archeologiczne zaginionej cywilizacji w Amazonii Boliwijskiej. W prywatnej kolekcji znaleźliśmy figurki ‒ pozostałości po legendarnej cywilizacji, nieopisanej jeszcze przez naukowców.
W kolejnej więc wyprawie wziął już udział profesjonalny zespół archeologów. Płynęliśmy pośrednim dopływem Amazonki i pracowaliśmy na stanowiskach archeologicznych na cmentarzysku z pochówkami urnowymi, ceramiką i srebrem. Przyszła powódź, rzeka wezbrała do czterech metrów, porywając wszystko po drodze. Skończyły się zapasy i uciekli nasi indiańscy przewodnicy, bo nieopatrznie wypaplałem im o klątwie Tutenchamona. Wyruszyliśmy po pomoc łodzią z psującym się silnikiem. Po dwóch dniach walki z prądem na rzece pełnej piranii, kajmanów, rekinów rzecznych w nocy dotarliśmy do cywilizacji.
Wiele razy jeszcze wracaliście do Ameryki Południowej?
Tych etapów łącznie było sześć, na przestrzeni lat 2002‒2009. Skupialiśmy się już na badaniach archeologicznych. Pojawiły się maluchy [córeczki Lenka i Berenika ‒ przypis red.], więc trzeba było odpuścić bardziej zaawansowane wyjazdy, ale teraz dojrzewamy do tego, by wrócić. Traktor tam czeka, został m.in. ze względu na upadłość Ursusa. Firma na chwilę pojawiła się w Lublinie i w związku z jej planami ekspansji na Afrykę i otwarciem montowni ciągników w Etiopii, po pauzie reaktywowaliśmy projekt. Dwa lata temu wyruszyliśmy z Piotrem Śliwińskim [podróżnikiem, himalaistą ‒ przypis red.] w trasę do Etiopii blisko 60-letnim klasycznym oldtimerem, rewolucjonizatorem polskiej wsi. Dołączyła Monika [żona Marcina, fotografka i podróżniczka ‒ przypis red.] i inni. Gdy startowaliśmy, było -5 st. C, ale w ciągu tygodnia temperatura spadła do -37 st. C, a był to "kabriolet" ‒ bez kabiny ‒ więc miałem najzimniejszy zimny łokieć świata. Do Etiopii nie dojechaliśmy.
Ze względu na kłopoty zakładów?
Tak, kolejny raz fundusze nie wypaliły, ale konsekwentnie realizowaliśmy plan. Robiliśmy to skokami. Pierwszym etapem była Słowenia, potem dotarliśmy do Grecji przez Włochy, Chorwację, Bośnię, Czarnogórę i Albanię. Zwieńczeniem tego europejskiego etapu było zdobycie Olimpu naszym "capkiem", czyli C328, 60-letnim traktorem wyremontowanym w Bieszczadach w warsztacie Rysia Giery.
Czy upadek lubelskiej fabryki [do końca roku ma zostać zamknięta - przypis red.] przekreśla ekspansję Traktoriady na Afrykę?
Ciągnie w dół, bo cel misji, z którym wyruszyliśmy, zniknął. Ale ideą była też wymiana myśli technologicznej i edukacja. Nawiązaliśmy współpracę z Uniwersytetem Rolniczym w Krakowie i z Uniwersytetem Bahir DAr w Etiopii. Teraz przyjechało do nas czterech studentów z tamtejszego wydziału rolnictwa. Na mocy porozumienia, stypendium pokrywa ich studia i pobyt. Myślimy o stworzeniu w Etiopii modelowego gospodarstwa rolnego, takiego PGR-u. Rząd nam sprzyja, dając promesę na nieodpłatne wydzierżawienie ziemi. Ma być usytuowane przy rozlewiskach będących ostoją ptactwa, więc dołączamy wątek ochrony bocianów i ptaków migrujących. Rozmawiamy też z polskimi producentami sprzętu rolniczego, zainteresowanymi wejściem na rynek afrykański, bo to jest właściwy moment. Dostaliśmy też zaproszenie od producenta z Bollywood... Więc może te Indie traktorowi jednak są pisane? Na dniach uruchomimy zrzutkę na ratowanie traktora.
Czyli jednak projektu "Traktorem dookoła świata" nie zamykacie?
Dopóki traktor nie przejdzie tego świata dookoła, projektu nie zamkniemy! Choć w tym tempie jazdy, to pewnie przekażemy traktor kolejnym pokoleniom. [Lenka i Berenika, które towarzyszą tacie w trakcie naszej rozmowy, deklarują jedna przez drugą: "Ja się nie boję!", przekonując, że już się nauczyły prowadzić traktor ‒ przypis red.].
Marcin Obałek ‒ pochodzi z Poznania, cztery lata spędził w Ameryce Południowej. Na co dzień prowadzi zajęcia edukacji ekologicznej przy Stowarzyszeniu Popierania Wiedzy i Ochrony Środowiska "Czysty Świat"; wspólnie z Piotrem Gawrzyałem założył Klaster Wspierania Polskiej Gospodarki "Jedność". Organizator Podlaskiego Festiwalu Kultur i Podróży oraz spotkań Klubu Podróżników ToTuToTam i jednocześnie ekspert ds. rynków afrykańskich i Ameryki Południowej.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Marcina Obałkę i jego ekipę spotkacie:
18 maja Ursus ‒ Warszawa ‒ Noc Muzeów, Park Czechowicki,
19 maja ‒ Grzybno koło Poznania ‒ Międzynarodowy Zlot Traktorów,
7 lipca ‒ III Podhalańskie Wyścigi Traktorów ‒ Sidzina.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl