Adrenalina na każdym kroku. "Widzimy tylko pionową skałę"
Donovaly na Słowacji to idealne miejsce dla tych, którzy uwielbiają aktywny wypoczynek i to bez monotonii. Spędziłam tu cztery ostatnie dni tegorocznego lata i nie nudziłam się nawet przez moment.
25.09.2024 | aktual.: 27.09.2024 18:03
Zielone szczyty, nieskażona przyroda, smakowita kuchnia, a do tego naprawdę dobrze przygotowane atrakcje to moim zdaniem idealny pomysł na przedłużony weekend z dreszczykiem emocji. Donovaly to jedno z najpopularniejszych miejsc na Słowacji. Wypoczynek tutaj jest idealny dla miłośników aktywnego trybu życia, ale nie tylko, bo właśnie tu znajduje się jeden z najlepszych ośrodków dla rodzin z dziećmi, a ci, którzy lubią trochę poleniuchować, mogą skorzystać z oferty spa.
Donovaly leżą w centralnej części Słowacji, przy drodze międzynarodowej E 77 na wąskim pasie terenu pomiędzy granicami dwóch parków narodowych – Wyżnej Fatry i Niżnych Tatr. Dojazd od przejścia granicznego z Polską zajmuje około dwóch godzin. Najlepszym środkiem transportu będzie samochód, jednak można się tu dostać również autobusem. Podróż ze stolicy zajmuje ok. siedmiu godzin.
Hulajnoga z widokami
Wyjeżdżamy wcześnie rano, aby nie tracić dnia. Nocujemy w hotelu Galileo w centrum miejscowości, niedaleko słynnego na całej Słowacji Snow Park Donovaly, który ma największe centrum rozrywkowe dla dzieci. W planach mamy hulajnogi elektryczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mimo że dni są jeszcze ładne, to po godz. 18 robi się ciemno. Zresztą pod uwagę trzeba wziąć godziny otwarcia wypożyczalni. Znajduje się ona przy dolnej stacji kolejki na Novą holę. Wypożyczenie hulajnogi na pół godziny kosztuje 12 euro (ok. 52 zł), a każde kolejne 30 minut to koszt 5 euro (ok. 21 zł).
Wybieramy trasę do dwóch widokowych punktów: z jednego rozpościera się panorama Donovaly, z drugiego Wielkiej Fatry. Hulajnoga rozwija spore prędkości, ale 20 km na godz. wydaje się bezpieczne. Taka wycieczka hulajnogą to dobry sposób, aby w miarę szybko poznać okolicę i zaplanować np. trekkingi. My już wiemy, że na pewno chcemy zdobyć Novą holę. Dodatkowo okazuje się, że na łąkach przy punktach widokowych kwitną przepiękne "krokusy" (zimowity). Dojeżdżamy do drugiego punktu widokowego akurat przed zachodem słońca. Jest wręcz bajecznie. Cała wyprawa zabiera nam niewiele ponad godzinę.
Wspinaczka i trekking z niedźwiedziem w tle
Kolejny dzień zapowiada się już bardziej aktywnie. Zaraz po śniadaniu jedziemy na via ferratę Dve Veže (Dwie Wieże), która znajduje się w miejscowości Liptovské Revucé, zaledwie 10 minut autem od hotelu. Przy ulicy jest darmowy parking, ale żeby dość do ferraty, potrzeba jeszcze 15 minut. Oczywiście pod górę. Nasz przewodnik z Park Snow, Matej Dolnik, opowiada nam, że Dve Veže to kompleks trzech strzelistych turni, w których obrębie poprowadzono dziewięć szlaków ferratowych.
Drogi różnią się od siebie zarówno długością, jak i stopniem trudności od A do D. Zapewnia, że damy radę. Kiedy podchodzimy pod ferraty, widzimy tylko pionową skałę oraz dużą liczbę metalowych klamr, które rozlokowane są na zboczu. Robi to niesamowite wrażenie, ale jednocześnie lekko przeraża nowicjuszkę, taką jak ja.
Nasz przewodnik, aby podgrzać atmosferę, dodaje, że dodatkowym urozmaiceniem są dwa linowe mostki rozwieszone pomiędzy turniami. I że ostatnio ktoś w lesie widział niedźwiedzia... Szybko jednak wyjaśnia, że nic nam nie grozi i dodaje, że kompleks ten jest idealny dla osób, które mają już trochę doświadczenia w poruszaniu się po via ferratach. Niektóre drogi wymagają dużej sprawności i zwinności, a ponadto użycia dużej siły rąk podczas długich przepinek. Trasy, które wyznaczone są na turniach, wymagają także obycia z ekspozycją i braku lęku wysokości, bo ściany skalne w obrębie turni Dwóch Wież sięgają do 70 m.
Ale jest także coś dla początkujących. Poza bardzo wymagającymi drogami znajdują się tu trzy dość krótkie ferraty. Poruszanie się po oklamrowanej drodze można śmiało ćwiczyć na trasach nr 1, 2 i 7. I od tych zaczynamy. Jednak okazuje się, że żmudne ćwiczenia na siłowni w kocu się do czegoś przydały i mimo braku doświadczenia udaje się w dość szybkim tempie pokonać także trudniejsze szlaki. Ważne, żeby zachować bezpieczeństwo, wyposażyć się w odpowiednie ubranie i buty oraz mieć świadomość własnych ograniczeń - lęk wysokości wyklucza nas z tego typu rozrywek. Za to widoki, kiedy się wejdzie, są wprost nie do opisania: zadrzewione szczyty, skały, pola i łąki tworzą wręcz baśniowy klimat.
Poza żelaznymi drogami na każdej z trzech turni poprowadzono ścieżki, którymi wraca się do początku szlaku. Zejścia są strome, a podłoże bardzo sypkie, miejscami ubezpieczone liną. Warto zachować na nich ostrożność! Dodatkowo ze względów bezpieczeństwa przez cały czas pobytu na via ferratach należy mieć na głowie kask. Cały sprzęt wspinaczkowy można wypożyczyć m.in. w hotelu Gothal. Tam są również instruktorzy, którzy mogą towarzyszyć podczas wspinaczki.
Po prawie trzech godzinach wspinaczki mamy ochotę na obiad. Adrenalina sprawia jednak, że nie czujemy zmęczenia i już podczas jedzenia mamy zaplanowany trekking na Novą holę. Oznakowana trasa pokazuje prawie dwie godziny marszu. Okazuje się, że non stop pod górę i całkiem stromo (można także wybrać nieco dłuższy, ale łagodniejszy szlak).
Po drodze mijamy górski strumień i spotykamy rodzinę z dziećmi z Kanady. Teraz my chcemy nastraszyć ich trochę niedźwiedziem. Za chwilę jednak sami jesteśmy przestraszeni, bo w lesie słychać stąpanie dużej zwierzyny. Wszyscy wstrzymujemy dech, bo przed niedźwiedziem i tak nie uciekniemy. Na szczęście z lasu wybiegają jedynie dwie spłoszone sarny.
Ze szczytu niezmiennie piękne widoki: z jednej strony na Tatry Niskie, z drugiej na Wysokie. Dodatkowo ławeczka, huśtawka i miejsce do pamiątkowych zdjęć. Aż szkoda schodzić. W okolicy znajduje się wiele szlaków górskich, prowadzących przez piękne krajobrazy i oferujących wspaniałe widoki na Tatry i Góry Niżne. Można tam znaleźć trasy zarówno dla początkujących, jak i dla doświadczonych turystów. Szczyt Nowej holi jest idealnym punktem wyjścia na wycieczki po grzbietach Wielkiej Fatry.
Czytaj także: Tego nie wiecie o Słowacji. Jaki kraj, taka bryndza?
Podniebna adrenalina i bobsleje
Dzień trzeci ma przynieść jeszcze więcej emocji. Na samą myśl ściska mnie w żołądku. Ale nie myślę o tym, bo zostałam zaproszona na iście królewskie śniadanie w kultowym Husky Bar. Powitalne prosecco, słowackie sery i wędliny wyrabiane w okolicy, gofry z owocami i wspaniała kawa - czego chcieć więcej?
Jedyny strach, czy mnie nie zemdli, bo za dwie godziny mam lecieć paraglidem. W Donovaly to bardzo popularna atrakcja dla tych, którzy kochają wyrzuty adrenaliny. Sprzyjające ukształtowanie terenu i występujące tu często dobre warunki atmosferyczne umożliwiają starty z Novej holi. Bardzo się boję i rozważam jeszcze rezygnację w ostatniej chwili, ale miejscowi zapewniają, że lot w tandemie z doświadczonym pilotem nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności, wiedzy czy ponadprzeciętnej sprawności fizycznej.
Tej zabawy może spróbować każdy. Jedyny nieco wymagający moment to start, bo trzeba chwilę powalczyć, by utrzymać się na nogach podczas kilku początkowych szarpnięć skrzydła. Długość lotu można ustalić indywidualnie z pilotem. Najkrótsze przeloty trwają 10-20 minut. Najdłuższe nawet godzinę. Koszt to około 90 euro (ok. 390 zł) plus 14 euro (ok. 60 zł) za wjazd kolejką na szczyt.
Mój instruktor jest bardzo wyluzowany i mówi, że będzie ok. Za chwilę jestem już przypięta do niego, a kilka sekund później biegniemy i startujemy. Strach mija momentalnie. Widać całą okolicę. Jest tak spokojnie, że nawet rozmawiamy ze sobą.
– Lubisz adrenalinę? – pyta instruktor. Kiedy odpowiadam twierdząco, zaczynamy kręcić piruety. Bezwiednie krzyczę, a po chwili błędnik zaczyna szaleć, więc wracamy do spokojnego lotu. Cieszę się podniebną wolnością. Lądujemy niedaleko centrum rozrywki ekstremalnej Fun Aréna Donovaly.
Największą atrakcją jest tu tor saneczkowy, jeden z dwóch tego typu w Słowacji. Ma długość 900 m i wije się na stoku w pobliżu dolnej stacji kolejki. Jak zapewnia obsługa, zjazd jest bardzo emocjonujący, bo na trasie znajduje się siedem wzniesień i 11 ostrych zakrętów. Maksymalna prędkość na najszybszych odcinkach toru może dochodzić do 45 km na godz.
Po locie już nic nie może być bardziej przerażające, więc próbuję. Niestety, nie rozwijam tak ekscytującej prędkości i znów zostaję przy 20 km na godz., ale bawię się jak dziecko. Innymi atrakcjami są trampoliny, bungee, park linowy, najwyższa na Słowacji ściana wspinaczkowa i dmuchane zjeżdżalnie.
Stolica dzieci i rowerowy raj
Niedaleko jest też inna atrakcja dla najmłodszych - Donovalkovo, nazywane stolicą dzieci. To interaktywne miasteczko niczym z bajki. Ma 23 domy, które są mniejsze i idealnie pasują do dziecięcego świata. Znajdziesz tu kino, szpital, domek z piernika, remizę strażacką, serwis samochodowy, stację benzynową, minifarmę ze zwierzętami i wiele innych atrakcji. Wielką atrakcją jest spotkanie i pieczenie ze Śnieżką oraz z Kopciuszkiem.
Donovaly to również świetne miejsce dla rowerzystów - niektórzy mówią, że to rowerowy raj. W okolicy dostępnych jest wiele szlaków rowerowych o różnym stopniu trudności, które pozwalają cieszyć się naturą i odkrywać piękno regionu. Do tego działa kilka wypożyczalni e-bike.
Wybieramy szlak do wsi Motyčky i Baláže. Trasa miejscami jest dość wymagająca (jest sporo kamieni i stromych zjazdów), ale znów widoki wynagradzają wszystko. Po drodze warto zatrzymać się w leśnym barze Útulňa Na Kráme, by wypić kawę i z leżaków popodziwiać słowackie góry.