Babis Bizas. Oto największy podróżnik naszych czasów
Ma 64 lata i w najbliższym czasie nie zamierza zwalniać tempa. Babis Bizas jest jednym z najbardziej aktywnych podróżników naszych czasów. Choć widział znacznie więcej niż przeciętny zjadacz chleba, wciąż jest głodny kolejnych przygód.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Urodzony w 1954 r. w Grecji globtroter dość wcześnie połknął bakcyla podróżowania. Jeszcze w trakcie studiów – co ciekawe, na uczelni zgłębiał m.in. tajniki języków słowiańskich – często zdarzało mu się pakować plecak i ruszać w drogę. Jego główną metodą przemieszczania się był wówczas autostop. Ta młodzieńcza pasja nie tylko nie osłabła, ale z każdą chwilą coraz mocniej wyznaczała kierunek jego życiowej drogi, która niemal w każdym aspekcie podporządkowana została właśnie podróżom. Bizas nie tylko dotarł do najdalszych zakątków naszej planety, nie tylko sprawdził się w roli odkrywcy, ale o podróżowaniu także pisze, a dodatkowo zajmuje się organizowaniem wypraw innym, mniej doświadczonym miłośnikom poznawania świata.
Jego dotychczasowe osiągnięcia robią duże wrażenie. Grek znalazł się w gronie osób, które stawiają podróże na pierwszym miejscu i dla których żadne granice nie istnieją, dowodząc, że przy odpowiednim nastawieniu kolejne bariery można pokonywać w okamgnieniu. Nic dziwnego, że stawiany jest jako wzór dla tych, którzy marzą o zdobywaniu kolejnych miejsc na naszej planecie, ale wykręcają się ciągłym brakiem czasu albo pieniędzy. Upór i determinacja, jeszcze w czasach wczesnej młodości, pozwoliły mu dotrzeć do Afganistanu, Bangladeszu, Indii, Sri Lanki, Mozambiku, Republiki Południowej Afryki czy Stanów Zjednoczonych. Jak podkreślił, pieniądze nigdy same nie spadały mu z nieba. Kiedy kończyły mu się środki, a miał ochotę dalej pozostawać w drodze, podejmował pracę – najczęściej taką, która przy okazji pozwalała mu na realizację życiowej pasji. To dlatego jednego dnia pracował na statku, a innego w biurze podróży.
Tak zarabiało się na podróżowaniu w czasach, gdy nie było Instagrama i serwisu YouTube
Oczywiście nie ma w życiu nic lepszego niż łączenie przyjemnego z pożytecznym. Naturalne jest zatem, że osobie, która nie potrafi usiedzieć w miejscu i chce docierać do kolejnych miejsc, największą frajdę przyniesie praca w branży pozwalającej na realizację zainteresowań. Współczesne obieżyświaty mają w dobie internetu dużo większy wachlarz możliwości – mogą zarabiać na krótkich materiałach filmowych z podróży, zdjęciach wrzucanych do serwisów społecznościowych czy też promując różne produkty. Poza blogerami i wideoblogerami coraz modniejsze stają się dziś słowa takie jak trendsetter czy influencer. Mówiąc krótko, przy odrobinie szczęście można dziś dużo i komfortowo podróżować, obserwując jednocześnie wciąż rosnące saldo na koncie banku, zasilanym przez sponsorów.
Babis Bizas przyznaje, że również zarabiał na podróżowaniu, ale miał przy tym zadanie znacznie trudniejsze. Do tej pory pracował m.in. jako przewodnik, zajmując się organizowaniem wycieczek – głównie do Azji Południowo-Wschodniej, a potem również do Afryki. Pisał też przewodniki i książki podróżnicze. W branży szybko zyskał status eksperta i specjalisty od zadań niemożliwych. Gdy ktoś chciał dotrzeć do miejsca, w którym słabo była rozwinięta infrastruktura turystyczna, zwracano się właśnie do niego. W ten sposób sprowadził spore grupy turystów do takich krajów, jak: Nigeria, Czad czy Gwinea Bissau.
Krótko po "trzydziestce" Bizas miał już na swoim koncie wizyty w miejscach, które uchodzą za największe atrakcje turystyczne na świecie. Wtedy postanowił nieco zwolnić, by zacząć poznawać z bliska również te mniej popularne lokalizacje. Dziś ma status podróżnika, który nie tylko dotarł do wszystkich krajów świata (osiągnięcie to stało się jego udziałem w 2004 r.). Był też w miejscach, do których rzadko docierają nawet ci najbardziej aktywni zdobywcy, mający na swoim koncie wizyty we wszystkich 194 krajach.
Już w 1996 r. Bizas zdobył biegun północny, a osiemnaście lat później dotarł do bieguna południowego. Dzięki temu został pierwszym w historii Grekiem, któremu udało się zdobyć oba bieguny. Na Arktykę i w rejon koła podbiegunowego Bizas powracał wielokrotnie. Na całym świece docierał do rejonów, które uchodzą za najbardziej niedostępne miejsca na naszej planecie. Kiedy większość podróżników wybierających się np. na Alaskę kończy swoją przygodę na półwyspie, on kontynuował swoją drogę w kierunku Wysp Aleuckich, które są rzadko uczęszczane i rozciągają się w północnej części Pacyfiku od Alaski aż po Kamczatkę, poznając kulturę i zwyczaje zamieszkujących je Aleutów. Grek dotarł też do wielu innych trudno dostępnych wysp na Oceanie Spokojnym. Nigdy nie bał się też zbliżać do żyjących z dala od znanego nam świata przedstawicieli kultur, którzy oparli się cywilizacji.
Na zwiedzaniu świata zjadł zęby
Trudno się zatem dziwić, że to nazwisko greckiego globtrotera jest coraz częściej wymieniane w kontekście najintensywniej podróżujących ludzi na świecie. Wysiłki podróżnika, który nigdy nie wybierał drogi na skróty, zostały docenione już także przez wydawców Księgi Rekordów Guinnessa, którzy przyznali mu właśnie tytuł największego podróżnika na naszej planecie. I rzeczywiście, już patrząc na same jego podróżnicze statystyki, można stwierdzić, że mało kto zasługuje na to określenie równie mocno jak on.
Jego odyseja trwa już blisko 40 lat. W tym czasie nie tylko stał się obywatelem świata, odwiedzając wszystkie kraje, ale także nauczył się wielu języków – poza greckim i angielskim, doskonale posługuje się też hiszpańskim, francuskim i rosyjskim. W kilku innych językach potrafi się komunikować. Choć jego dom znajduje się nadal w Atenach, to Babis jest tam raczej gościem, bo ponad 300 dni w roku znajduje się w drodze.
Dziś nie tylko sam jeździ po świecie, ekscytując się każdym nowo poznanym miejscem tak samo, jak na początku swojej wędrówki. Frajdę wciąż sprawia mu także organizowanie wycieczek dla innych. Wśród jego klientów znajdują się turyści z całego świata. Są wśród nich mieszkańcy: Australii, Tajwanu, Stanów Zjednoczonych czy Mauritiusa. Od zwykłych biur podróży różni go to, że jest w stanie zabrać swoich podopiecznych do miejsc, gdzie raczej trudno się dostać w ramach konwencjonalnej wycieczki.
Choć lat mu przybywa Babis Bizas nie zamierza zwalniać tempa. Do tej pory wypełnił stemplami ponad 40 paszportów. Już zapowiedział, że w najbliższym czasie będzie intensywnie zapełniać kolejne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Przez 2 miesiące mieszkali na drzewach boliwijskich
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.