MiastaKoronawirus w Szwecji. "Nie trzeba ludzi trzymać siłą w domach i terroryzować mandatami"

Koronawirus w Szwecji. "Nie trzeba ludzi trzymać siłą w domach i terroryzować mandatami"

Liberalne podejście Szwecji do walki z koronawirusem wzbudziło sporo kontrowersji. Rząd zrezygnował z rygorystycznych obostrzeń i postanowił zaufać obywatelom. Zapytaliśmy Polaków mieszkających w Sztokholmie o to, co myślą o szwedzkim modelu walki z "koroną".

Koronawirus w Szwecji. "Nie trzeba ludzi trzymać siłą w domach i terroryzować mandatami"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Monika Sikorska

15.05.2020 | aktual.: 15.05.2020 10:55

Kiedy Europa poddawała się kwarantannie, życie w Szwecji toczyło się niemal bez zmian. Szkoły, restauracje czy siłownie otwarte były przez cały okres rozprzestrzeniania się wirusa. Zamknięci w domach, z zazdrością patrzyliśmy na zatłoczone ulice Sztokholmu i kręciliśmy głowami, powtarzając, że Szwedzi będą tego jeszcze żałować.

Ale mijają kolejne tygodnie, a szwedzki rząd nadal nie zboczył z wcześniej obranej ścieżki. Krytyczne głosy z południa i zachodu odbijają się głębokim echem. Szwedzi są świadomym narodem. Prowadzą zdrowy tryb życia i lubią spędzać czas na świeżym powietrzu. Potrafią również, w razie konieczności, podjąć odpowiednie środki bezpieczeństwa, nie popadając przy tym w histerię.

Dystans i zdrowy rozsądek

Kiedy w kraju rozpoczęła się pandemia koronawirusa, znaczna część Szwedów poparła Andersa Tegnella, głównego szwedzkiego epidemiologa. Jego zdaniem walka z Covid-19 to nie jest problem, który można rozwiązać w kilka tygodni, ale długoterminowe przedsięwzięcie, które wymaga podjęcia odpowiednich działań.

Obraz
© Archiwum prywatne

- Tegnell twierdzi, że zamrożenie gospodarki i wprowadzenie społecznej kwarantanny wcale nie przyspieszy zwalczenia epidemii, a jedynie doprowadzi do kryzysu gospodarczego – mówi w rozmowie z WP Monika Michno, która w Sztokholmie mieszka od ponad roku. – Jego zdaniem, po zniesieniu kwarantanny i ograniczeń, liczba zakażeń koronawirusem i tak by wzrosła.

Dlatego, zamiast srogich ograniczeń, Tegnell sugeruje zachowanie zdrowego rozsądku. Przestrzeganie zasad higieny i dystansu społecznego zmniejszy szanse na zachorowanie, a przy okazji nie zakłóci w drastyczny sposób normalnego funkcjonowania społeczeństwa.

Wbrew krytycznym opiniom

Samoizolacja osób znajdujących się w grupie ryzyka oraz stopniowe wzmacnianie odporności populacyjnej to, jak pisze Karolina Apiecionek z "Radia Zet", najbardziej liberalny model walki z koronawirusem w całej Europie. I mimo iż nie podoba się on Światowej Organizacji Zdrowia, to mieszkańcom Szwecji chyba nie przeszkadza.

Obraz
© Archiwum prywatne

- Zarówno ja, jak i ludzie, z którymi się spotykam, mamy pozytywny stosunek do tego, jak Szwecja postanowiła działać podczas pandemii koronawirusa. Obowiązuje zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób, ograniczony jest dostęp do przychodni, zmieniły się zasady funkcjonowania komunikacji miejskiej, a na ulicach widać zdecydowanie mniej osób – mówi w rozmowie z WP Paweł Krupa, który w Sztokholmie pracuje jako trener personalny. – Nie trzeba ludzi trzymać siłą w domach i terroryzować mandatami. Szwedzi mają świadomość zagrożenia i starają się sami dbać o to, aby zapewnić bezpieczeństwo sobie i innym – opowiada Paweł.

Kto może, ten pracuje z domu. Mieszkańcy ograniczyli swoją aktywność na mieście. Starają się unikać zatłoczonych miejsc i nie igrać z losem. W miejscach publicznych zachowują odpowiednią odległość oraz stosują się do komunikatów i informacji medialnych.

Obraz
© Archiwum prywatne

- Szwedom łatwiej jest też zachować społeczny dystans. Różnią się w okazywaniu uczuć od Hiszpanów czy Włochów, którzy o wiele częściej podejmują kontakt fizyczny (np. witając się lub żegnając) – tłumaczy Monika Michno – W sklepach odstępy wyznaczane są przez naklejki, a w restauracjach stoliki rozstawione są z zachowaniem odpowiedniej odległości.

Wysoki wskaźnik śmiertelności

Najbardziej krytyczni wobec sytuacji zdają się być imigranci, którzy porównują działania podejmowane przez szwedzki rząd do tego, co dzieje się w ich krajach. Najwięcej oskarżeń motywowanych jest podejściem do osób starszych i sytuacji w domach opieki społecznej.

- Szwedzka służba zdrowia była przygotowana na koronawirusa. Nie brakowało łóżek ani sprzętu medycznego. Problemem był niestety brak personelu we wzrostowej fazie pandemii oraz zaniedbania w domach opieki społecznej. Śmierć poniosło przez to wiele starszych osób – komentuje Paweł Krupa.

Obraz
© Archiwum prywatne

Wskaźnik śmiertelności Szwecji, w porównaniu z innymi krajami jest niepokojąco wysoki. Jak podaje portal "Forsal", według statystyk krajowych z końca kwietnia, połowa osób powyżej 70 roku życia, które zmarły w Szwecji z powodu koronawirusa, mieszkała w domach opieki społecznej.

W Szwecji chorych jak dotąd jest ponad 28,5 tys. ludzi, a śmierć poniosło ponad 3,5 tys. osób. Liczba zgonów na milion mieszkańców wynosi aż 349. Dla porównania w Stanach, przy niemal 1,5 mln chorych, wskaźnik śmiertelności wynosi 258.

Mimo to, Szwedzi nadal zachowują zimną krew i nie popadają w społeczną histerię. Andersowi Tegnellowi zależy na zbudowaniu populacyjnej odporności, co w opinii wielu ekspertów może okazać się niemożliwe, a co więcej zaszkodzić obywatelom.

Póki co, życie w Szwecji płynie swoim, nieco spowolnionym, rytmem. Tymczasem w Polsce przystępujemy do III fazy odmrażania gospodarki, a jeszcze kilka dni temu odnotowaliśmy najwyższy, jak dotąd wzrost liczby zakażeń koronawirusem. - Przyjazd ze Sztokholmu do Polski to był spory szok - mówił w rozmowie z WP kilka tygodni temu Zbyszek Benka, który pracuje w Szwecji. - Mimo tego, że codziennie rozmawiam z rodziną, czytam informacje o tym, jak wygląda sytuacja w Polsce, to i tak wrażenie było piorunujące.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Lek na koronawirusa. Prof. Simon tłumaczy, czego można się spodziewać

szwecjakoronawirusmiasta
Zobacz także
Komentarze (197)