Mierzeja Wiślana - drogą na koniec Polski. Dalej jest już Rosja

To chyba najbardziej osobliwa granica państwa w tej części Europy. Najpierw jej pas zanurza się w wodzie, potem biegnie przez plażę, by po krótkim podejściu w górę schować się w lesie. Tu kończy się Unia Europejska, dalej jest Rosja. Ale nie wjedziemy tam, bo – jak już wcześniej powiedzieliśmy – to bardzo dziwna granica. Za nią kryją się już tylko pogranicznicy, którzy choć są mili, sugerują jednak, by się tu za długo nie kręcić.

17.06.2014 | aktual.: 17.06.2014 12:30

„Pokażcie jak to wygląda, bo nigdy tam pewnie nie pojadę”, „Filmik by się przydał. Chcę to zobaczyć!” – tego typu komentarze znaleźliśmy pod jedną z publikacji na temat krańca Mierzei Wiślanej, gdzie kończy się Polska, a zarazem UE. Internautom się nie odmawia. Pojechaliśmy tam w ramach akcji *. Mieliśmy do dyspozycji nowe *SX4 S-CROSS, które świetnie nam się sprawdziło na takim odludziu, gdzie drogi są raczej mało ciekawe (co akurat jest powiedziane bardzo delikatnie). Samą mierzeją do jej głównego miasta, Krynicy Morskiej, dojechać można bez trudu każdym pojazdem. Wyjeżdżając z kurortu dalej w stronę Rosji, do miejscowości Piaski (tudzież Nowa Karczma, bo obowiązują dwie nazwy) już tak miło nie musi być. Szczególnie na samym końcu podróży, gdy docieramy do najdalej wysuniętych na mierzei polskich budynków czyli ośrodka Piaski Club, przydaje się napęd na cztery koła. Poza tym szczególnie późną wiosną i
latem warto zabezpieczyć się przed komarami. Momentami jest aż ciemno od ich chmar.

Samochodem dalej niż do zabudowań Piaski Club już nie dojedziemy. Aby więc dostać się do samej granicy trzeba wjechać w las i przebić się do plaży. Tam na parkingu zostawiamy auto i udajemy się brzegiem morza w stronę granicy. Przed nami 4 km spaceru. Ale za to jakiego! O ile przy wejściu nr 6, którym wchodzimy na plażę, są turyści, to im bliżej granicy tym ich coraz mniej. Na końcu zostają nam 3 km samotnej wędrówki. Dla każdego mieszczucha nie ma nic fajniejszego na świecie jak totalne odludzie, szum morza, woda i słońce. Gdy po niecałej godzinie docieramy do granicy, widzimy druciany płot wchodzący od brzegu aż do morza. Napis informuje nas, gdzie się znajdujemy i że dalej raczej nie warto już iść. Postanawiamy przejść się wzdłuż granicy. Po zejściu z plaży w lesie stoi gazik straży granicznej. W niej siedzi miły pogranicznik, który kłania się nam miło, ale dodaje, że nic wielkiego i ciekawego tu nie znajdziemy, bo to… granica Polski. No jak! To właśnie było najfajniejsze! Sami się przekonajcie.
Poniżej znajdziecie nasz film.

Tekst: Marta Legieć

Źródło artykułu:WP Turystyka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (87)