Trwa ładowanie...

Planeta: Chiny. Tylko dla gotowych na kulturowy szok

Jest takie miejsce, gdzie bariera językowa urasta do rangi Wielkiego Muru, przekąską jest suszone mięso z cukrem, rozrywką walki świerszczy, a mieszkańcy plują, bekają i puszczają bąki, by uwolnić złe duchy. Aleksandra Świstow przedstawia ten kraj bez "make-upu".

Planeta: Chiny. Tylko dla gotowych na kulturowy szokŹródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
d41hhga
d41hhga

"Szukamy nowych cywilizacji we wszechświecie, a o sobie nawzajem na Ziemi wiemy tak mało. Nie trzeba wcale lecieć w Kosmos, wystarczy pojechać do Chin, żeby poczuć się jak w innej galaktyce" ‒ tak napisała we wstępie do swojej książki "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin". Aleksandra Świstow prowadzi bloga "Pojechana ‒ The Real Gone" (Blog Roku w plebiscycie Travelery National Geographic Polska) i kiedy wyjeżdżała do Chin określiła siebie jako "uciekinierkę z tzw. dobrej posady".

Dziennikarka i socjolożka przeżyła "chrzest bojowy" w Państwie Środka, a potem pochłonęło ją całkowicie podróżowanie. Odwiedziła ponad 40 krajów, oprócz Chin mieszkała też w Anglii i Francji, jest pilotką wycieczek do Azji. Podczas festiwalu Ciekawi Świata w Białymstoku lojalnie ostrzegała, że nie jest to najlepszy kraj na "oswojenie" Azji. Sama zderzała się tam na każdym kroku z różnicami kulturowymi, które wywoływały u niej różne zadziwienia. Niektóre sytuacje były bardzo zabawne.

Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
Źródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"

Chiński savoir vivre. Co wypada, a co nie

Przygoda zaczęła się od Szanghaju. Miasta większego niż cokolwiek, co można sobie wyobrazić. Kolorowego i nowoczesnego, z 11 liniami metra, gigantyczną liczbą sklepów i barów, bo zakupy i jedzenie to dwie wielkie namiętności Chińczyków. Po ulicach rzeczywiście paradują w pidżamach, charczą i obficie plują pod nogi. Mało tego. Bekają, siorbią i puszczają bąki publicznie, ponieważ uważają, że przetrzymywanie wszelkich substancji w organizmie jest niezdrowe, zresztą może są to złe duchy, których trzeba się pozbyć.

d41hhga

Na targu Ola obserwowała proces typowania i obstawiania walk świerszczy, walczących w malutkim ringu na śmierć i życie. Wybierając owady, drażni się je źdźbłem trawy, by przekonać się, jak są waleczne, a wysokość zakładów jest oszałamiająca, mimo że oficjalnie hazard jest zakazany. Ponoć rekordowy "zawodnik" poszedł w Szanghaju za ponad 2 tys. dolarów.

Najwięcej domowych pupili to ptaki, niektórzy nawet wyprowadzają je na spacery. Popularne są też psy, uważane za symbol wysokiego statusu materialnego. Zazwyczaj niewielkich ras, nosi się je w torebkach i ubiera w kaftaniki i buty. W złym tonie jest natomiast nieposiadanie małżonka, w związku z czym rodzice usilnie starają się zaaranżować swoim samotnym dzieciom randki, nawet zamieszczają matrymonialne ogłoszenia w ich imieniu. Wysiłki wieńczy tradycyjna ceremonia, podczas której para ubrana jest na czerwono (biały jest kolorem żałoby), a pan młody ze świadkami niosą przez miasto wybrankę na krześle z baldachimem.

Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
Źródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"

Jest nawet kraina Avatara
Z miasta Shenzhen, gdzie zamieszkała, Ola starała się często wyruszać na zwiedzanie. Za każdym razem było to nie lada wyzwanie. Już na samym początku przeżyła zaskoczenie, wsiadając do taksówki. Dokładnie wymawiała adres miejsca docelowego i pokazywała je kierowcy na mapie, a mimo tego nie ruszał. Silnik odpalił dopiero, gdy inna pasażerka krzyknęła po chińsku: "Jedź!".

d41hhga

Trzeba wyrażać się bardzo precyzyjnie, a i tak nie ma gwarancji, że zostanie się zrozumianym. Chińska wersja angielskiego, czyli Chinglish, płata figle, więc lepiej posługiwać się kalamburami, pismem obrazkowym i mową ciała. Za każdym razem Polka odgrywała taką pantomimę podczas kupowania biletów na autobus (bywają sypialne) czy pociąg.

Skacząc na głęboką wodę, zdecydowała się na kilkunastogodzinną podróż najtańszą klasą, zupełnie sama. Okazało się, że była to niekończąca się biesiada z wysysaniem kurzych łapek i konduktorem sprzedającym w nocy "niezbędniki" w postaci szczoteczek do zębów i ładowarek do elektroniki, ale też organizującym quizy przy aplauzie podróżujących. Tak męcząca, że po ósmej godzinie Aleksandra spała ramię w ramię ze współtowarzyszami podróży, z twarzą w resztkach prowiantu, nie zważając już na żadne niedogodności.

Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
Źródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"

Chiny to kraj o wielkości kontynentu, trzeba więc go sobie dozować. Dysponuje przy tym wszystkim, o czym turysta zamarzy. Polkę zachwycił Sai Kung w Hongkongu, gdzie z przyjaciółmi przeszła szlak Tai Long Wan biegnący przez tropikalne lasy i idylliczne białe plaże okalające turkusowe zatoki. Tarasy ryżowe Smoczego Grzbietu w prowincji Guangxi z trasami trekkingowymi. Makau z zatrzęsieniem kasyn. Tęczowe Góry ‒ w paski. Oczywiście Wielki Mur, o którym chińskie porzekadło mówi, że "nie jesteś prawdziwym, dobrym mężczyzną, dopóki go nie odwiedzisz".

d41hhga

A nade wszystko podróżniczka poleca park narodowy Zhangjiajie zwany chińskim Avatarem, bo jego wyrastające z mgły góry ‒ wapienne maczugi ‒ były inspiracją dla krainy Pandora z filmu Camerona.

Bez pudrowania, z czułością

Aleksandra Świstow przyznaje, że wobec wielu rzeczy była na początku krytyczna. Przerażały ją tłumy ludzi, nieustający tłok i bezceremonialność zachowań. A do tego brak szacunku dla cudzej przestrzeni. Mlaskanie i bekanie. Owszem. Trudno się do tego przyzwyczaić. Podobnie jak do wszędobylskich karaluchów. Smog. Tak. Przeszkadza, ale nie bardziej niż w Warszawie. Za to jakość wody jest porażająco zła.

Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
Źródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"

‒ Chiny to nie jest kierunek dla każdego, tylko dla tych osób, które są gotowe na dość duży szok kulturowy ‒ przestrzega.

d41hhga

Jeśli ktoś chce żywić się tak jak do tej pory, to w Chinach, gdzie nie je się nabiału, pieczywa i ziemniaków, będzie nieszczęśliwy. Za każdym razem w restauracji będzie czuł się zagubiony i oszukany, bo albo nie odcyfruje dania w menu, albo innym zrządzeniem losu dostanie niespodziankę, np. kacze języki. Nieraz wychodziła z restauracji głodna.

O swojej książce mówi, że to "swoisty dziennik zdziwień".

‒ Ale ja Chinami nie straszę, ja je odczarowuję i przybliżam, nie ujmując im nic z ich egzotyki, nie upiększając i nie pudrując im nosa. Starając się jednocześnie przekonać, że nie ma potrzeby bać się tego, czego nie rozumiemy, że trudności mogą bawić i że wszędzie możemy nauczyć się czegoś niezwykłego. Nie tylko w Chinach ‒ przekonuje podróżniczka.

Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"
Źródło: Aleksandra Świstow / "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin"

Szybko je pokochała. Zaczął ją wzruszać widok małego chłopca siusiającego na przystanku i śmieszyć świńska głowa na talerzu z migającymi lampkami wetkniętymi zamiast oczu.

d41hhga

Dziś wspomina Chiny z nostalgią. Opowiada o parkach, w których rozbrzmiewa muzyka z głośników imitujących kamienie, wkomponowanych w zieleń lub z przenośnych radyjek. "Chińczycy pląsają w rytm samby, tanga i tradycyjnych tańców z wachlarzami. Rozciągają się, ćwiczą tai chi, grają w karty, w mah-jongaa, w go, w badmintona, puszczają latawce, łowią ryby. Grają też na różnych instrumentach i śpiewają ‒ solo, w duecie, a nawet chórem, posiłkując się tekstem zapisanym odręcznie na wymiętym skrawku papieru. I to wszystko w parku. Napatrzeć się nie mogę" ‒ pisze Aleksandra.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Nieplanowane, bliskie spotkanie z pandami. Nagranie świadka

d41hhga
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d41hhga