Trzy najmniejsze państwa Europy. Co oferują turystom?
Księstwo Liechtensteinu, Monako i Watykan. Trzy maleńkie kraje - trzy historie. Warto poznać je wszystkie i poświęcić im trochę czasu.
Dla milionów Polaków rok 2004 już na zawsze będzie kojarzyć się z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Choć nie wszyscy podchodzili do tej zmiany z entuzjazmem, niemal natychmiast po otwarciu granic zaczęliśmy tłumnie korzystać z tego, że z dnia na dzień możemy bez kolejek, wiz, pozwoleń, a nawet paszportu poznawać, odkrywać, a nawet wybierać na nowy dom wszystkie unijne kraje. Miłośnicy podróży otwarcie granic przyjęli z wielkim entuzjazmem. Wielu jednak dostrzegło jedną maleńką wadę tego rozwiązania.
Przejazd przez granicę przestał być wydarzeniem, emocjonującą chwilą, poprzedzoną często wielogodzinnym oczekiwaniem, podszytym odrobiną niepewności i nagradzanym pieczątką w paszporcie. Oczywiście to drobiazg i atrakcja, która we współczesnym świecie nie jest specjalnie ceniona. Jednak jeszcze dwadzieścia lat temu stempel z przejścia granicznego miał swoją wagę. Im więcej pieczątek, tym - w domyśle - więcej historii do opowiedzenia. Im dziwniejsze stemple z egzotycznych krajów, tym większy prestiż. Wielu podróżników z dumą prezentowało swoje pieczątkowe trofea i często zbaczało z drogi tylko po to, by taką pamiątkę zdobyć.
W 2004 r., kilka miesięcy po wejściu Polski do Unii Europejskiej, jechałam samochodem do Włoch. Stamtąd ruszałam dalej - do Hiszpanii. Sam na sam z kierownicą, niemieckimi autostradami i tysiącami kilometrów pełnych zmieniających się krajobrazów - wspaniała perspektywa. Myśl o błyskawicznych przejściach granicznych była mi wtedy milsza, niż żal, że na żadnym z nich prawdopodobnie nie dostanę pieczątki.
Choć cel był jasno określony, a trasa prosta, jak zawsze sięgnęłam po mapę. Nawet nie po to, by sprawdzić drogę, a raczej, by się przekonać, czy na trasie albo w niedużym od niej oddaleniu, nie znajdę miejsc, które po drodze warto zobaczyć. I znalazłam.
Zobacz też: Polka musiała przejść test ze znajomości polskiego na angielskiej granicy
Wiedziałam, że na trasie do Hiszpanii przejadę przez jedno z najmniejszych państw w Europie - Księstwo Monako. Kilka tygodni wcześniej byłam z kolei w najmniejszym europejskim kraju - Watykanie. Tymczasem na trasie do Włoch, gdzieś na granicy Austrii i Szwajcarii zamajaczyło mi inne maleńkie państewko, o którym przyznaję szczerze, nigdy wcześniej nie słyszałam - Księstwo Liechtensteinu. Po szybkim przejrzeniu dostępnych informacji, dowiedziałam się, że Liechtenstein ma powierzchnię 160 km kw., czyli jest mniejsze od Monako o 35 km kw. Obowiązuje w nim język niemiecki, a spora grupa z ok. 37 tys. mieszkańców tego kraju mieszka w stolicy Vaduz.
Przy okazji planowanej podróży miałam więc szansę, by w jednym miesiącu zobaczyć trzy najmniejsze europejskie kraje.
Bez wahania zdecydowałam się nadłożyć drogi i zjechać z utartych szlaków, by odwiedzić maleńkie księstwo, a jeśli się uda, znaleźć kogoś z pieczątką, kto moją wizytę potwierdzi urzędowo w paszporcie. Pomysł wydawał się prosty, realizacja już nie. Choć przez większość drogi jechałam przy pięknej pogodzie, gdy zbliżałam się do Liechtensteinu zaczęło padać. Obce drogi, kiepska widoczność, niewiele znaków drogowych, żadnych GPS-ów i nikogo, kto w czasie, gdy ja wpatruję się w szosę, mógłby czytać mapę. Po przeszło godzinie kręcenia się w kółko i przeczesywaniu miejsc, w których, zgodnie z mapą, powinno się znajdować moje wymarzone księstwo, zaczęłam już wątpić w jego istnienie. Zaczęłam nawet podejrzewać, że znalazłam się w środku Trójkąta Bermudzkiego (tak, wiem, że to nie ten kawałek świata).
Po kolejnej godzinie bezskutecznego błądzenia i szukania czegoś niby małego, ale jednak liczącego 160 km kw. powierzchni, byłam bliska rezygnacji. I nagle cud. Tablica informująca, że jestem w Vaduz. Zatrzymałam się na pierwszej stacji benzynowej, znalazłam kogoś, kto włada angielskim, bo mój niemiecki wystarcza jedynie do tego, by się przedstawić i oświadczyć, że mam 16 lat (co już wtedy nie było prawdą) i upewniłam się, że trafiłam do Liechtensteinu.
Po krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że nie jestem pierwszą osobą, która w pocie czoła szukała drogi do małego księstwa, ani jedyną, która przegapiła granicę. Po dalszych ustaleniach przekonałam się, że podczas dwugodzinnych poszukiwań prawdopodobnie wjeżdżałam i wyjeżdżałam z tego kraju kilkakrotnie. Miły pan, a właściwie mili ludzie, bo w trakcie tej pogawędki liczba zainteresowanych, a raczej ubawionych moją przygodą stale rosła, poinformowali mnie dokładnie, jak trafić na przejście graniczne.
W końcu się udało. Na granicy oczywiście nikt mnie nie niepokoił, ale po tylu trudach, pieczątkę zdobyć musiałam. Znalazłam pana, pan znalazł stempel - przyznał, że rzadko go używa, ale czasem ktoś taki jak ja, prosi o pieczątkę, i uroczyście odcisnął go w moim paszporcie. Dumna, szczęśliwa i lekko spóźniona na umówione we Włoszech spotkanie, ruszyłam dalej.
Podczas krótkiego pobytu w tym maleńkim kraju nie zdążyłam oczywiście obejrzeć najważniejszego zabytku Vaduz, gotyckiego zamku z XII w., w którym rezydują tutejsi książęta. Nie widziałam też neogotyckiej katedry Św. Floriana, zamku czy muzeum sztuki. Widziałam za to piękne alpejskie pejzaże, pasące się na łąkach zwierzęta i wszechobecną zieleń. Poznałam też kilka życzliwych i serdecznych osób, którym najwyraźniej nigdzie się nie spieszyło. Myślę więc, że wciśnięty między Austrię i Szwajcarię Liechtenstein jest idealnym miejscem na leniwy letni wypoczynek na łonie wspaniałej, górzystej przyrody.
Kilka dni po tej przygodzie byłam już na trasie z Włoch do Hiszpanii - dokładnie do Barcelony. Nauczona poprzednim doświadczeniem, zastanawiałam się czy niewiele większe do Liechtensteinu Monako także będzie się ukrywać. Ale nie. Pojawiło się na horyzoncie dokładnie wtedy, gdy powinno. Nie było wprawdzie przejścia granicznego, ale za to szczęśliwie udało się zaparkować samochód na stromych podjazdach, skąd roztaczał się piękny widok.
W stolicy Księstwa - Monako, także bez problemu znalazłam miejsce parkingowe, co ponoć nie jest regułą, i mogliśmy bez problemu wyruszyć na pobieżne zwiedzanie. Oba księstwa łączy ich górzysty charakter i maleńka powierzchnia. Poza tym są jednak zupełnie różne. O ile Liechtenstein wydaje się senną wioską, o tyle Monako to luksusowy, tętniący życiem kurort. Drogie samochody, luksusowe, pyszniące się swoim pięknem budynki, eleganckie garnitury, lazurowe morze, kluby, kawiarnie i oczywiście kasyna. To zdecydowanie miejsce dla ludzi, którzy nie pragną wypoczynku, a emocji i powiewu luksusu.
Wizyta w dwóch z trzech najmniejszych państw Europy w ciągu zaledwie kilku dni sprawiła, że natychmiast pojawiło się wspomnienie tego trzeciego - najmniejszego. Watykan to właściwie miasto-państwo, którego podmiotowość prawną gwarantują Traktaty Lateriańskie.
Stolica Apostolska zajmuje powierzchnię niespełna 0,5 km kw. włoskiej stolicy - Rzymu. Choć mieszka w niej jedynie 1000 osób, każdego dnia odwiedzana jest przez dziesiątki tysięcy turystów i wiernych, przez co sprawia wrażenie wielkiego mrowiska. A może Wieży Babel? Językami urzędowymi w Watykanie są włoski i łacina, jednak rozmowy toczą się tu we wszystkich językach świata.
Ze względu na nietypowy charakter tego miasta-państwa, trudno porównywać je z Liechtensteinem czy Monako. Choć jak to drugie pełne jest przepychu, jednak przepychu innego rodzaju. O ile w Monako dominuje duch rozrywki, hazardu i przyjemności zdecydowanie cielesnych, Watykan pełen jest dostojeństwa i powagi. Chrześcijanie odwiedzają Stolicę Apostolską przede wszystkim ze względu na jej duchowe znaczenie.
Warto jednak przyjechać do Watykanu także dla jego dziedzictwa kulturowego. Niewiele jest miejsc na świecie, które mogą się poszczycić taką liczbą najwybitniejszych dzieł sztuki na metr kwadratowy. Już sam plac Świętego Piotra, otoczony kolumnadą zaprojektowaną przez mistrza Berniniego, który wszyscy doskonale znają z transmisji telewizyjnych, wart jest tego, by zobaczyć go na własne oczy. To samo dotyczy największego kościoła rzymskokatolickiego świata, czyli Bazyliki Świętego Piotra, zwieńczonej wspaniałą kopułą zaprojektowaną przez Michała Anioła.
Pozostając tylko przy najwspanialszych zabytkach Watykanu, trzeba wymienić imponującą Kapicę Sykstyńską z freskami Michała Anioła, Zamek Świętego Anioła, połączony z Watykanem tajnym korytarzem czy piękne Ogrody Watykanu. Miłośnicy sztuki nie mogą też ominąć Muzeów Watykańskich, skrywających dzieła Giotto, Rafaella, Caravaggio, Leonarda da Vinci i wielu innych wielkich mistrzów. Jednak największe wrażenie w tym niezwykłym, maleńkim kraju robi jego podniosła, tajemnicza, a jednocześnie pełna silnej, pozytywnej energii atmosfera, skutecznie budowana przez duchownych, watykańskich gwardzistów i modlących się wiernych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl