O tych historiach mało kto mówi. Duchy Zanzibaru czają się w Stone Town
Od kilku lat Zanzibar celebruje swoje chwile sławy. Turyści zjeżdżają tu tłumniej niż kiedykolwiek. Większość z nich od razu wsiada w taksówkę do jednej z miejscowości plażowych: Nungwi, Matemwe albo Paje. Prawdziwa twarz Wyspy Przypraw chowa się jednak z dala od wybrzeża – na plantacjach uprawianych kiedyś przez niewolników i w wąskich uliczkach Kamiennego Miasta, którego domy pachną przejmującą historią.
Stone Town to zwyczajowa nazwa zanzibarskiej stolicy, którą oficjalnie tytułuje się Zanzibar City. W praktyce Kamienne Miasto jest jedynie jego starówką, na mapie przyjmującą kształt odwróconej litery "D".
Skomplikowana układanka dziejowa
Aby w pełni wyjaśnić zawiłą nomenklaturę, warto też wspomnieć, że Zanzibarem zowie się cały tutejszy archipelag (należą do niego także Pemba, Mafia i inne pomniejsze wyspy), którego główną wyspą jest Unguja, cel większości turystycznych wizyt.
Nad wąskimi i wijącymi się we wszystkich kierunkach alejami Stone Town wisi specyficzna atmosfera. Ten labirynt bardziej przypomina arabskie bazary północnej Afryki, niż portowe miasto we wschodniej części Czarnego Lądu. Nie ma w tym jednak grama przypadku.
Dzieje Ungujy to skomplikowana układanka zależności pomiędzy rdzennymi mieszkańcami a różnej maści kolonizatorami, którzy wprowadzali tu własne porządki. Pierwsi byli Portugalczycy, po nich rolę zarządców przejęli sułtani z Omanu, a jeszcze później Brytyjczycy. Każdą z tych nacji przygnały tu wiatry znad Oceanu Indyjskiego, ale nie tylko. Usytuowany przy morskich szlakach handlowych archipelag Zanzibaru kusił bogactwami naturalnymi i dawał szanse na łatwe wzbogacenie się. Nie sposób było przejść obok tego obojętnie.
Nie tylko goździki i kość słoniowa
Można gdybać i zastanawiać się, czym byłby Zanzibar dziś, gdyby jego ludność nie poddała się dominacji obcych potęg. Być może funkcjonowałby jako niezależny kraj i najbogatszy punkt na mapie wschodniej Afryki? Tak się jednak nie stało.
Żyzne gleby, klimat sprzyjający uprawom i bliskość kontynentu to tylko niektóre czynniki, które uczyniły z tutejszych wysp łakomy kąsek.
Jeszcze w XV w. w miejscu Stone Town funkcjonowała mała osada rybacka, w której dni płynęły leniwie i powoli (w języku swahili taki tryb nosi nazwę pole, pole). Taki stan rzeczy zastał zapewne Vasco da Gama, którego przybycie symbolicznie rozpoczęło erę podbojów Zanzibaru przez zamorskie mocarstwa.
Portugalia szybko przejęła tu kontrolę nad handlem kością słoniową, hebanem, żółwim szylkretem i przyprawami. Stone Town zaczęło się rozrastać, a nad wodami Oceanu Indyjskiego po raz pierwszy pojawił się cień katolickiego krzyża. Europejską katedrę szybko zastąpił jednak omański fort, który do dziś zdobi nabrzeże Kamiennego Miasta.
Sułtani z Bliskiego Wschodu nie brali jeńców, a Ungują rządzili twardą ręką. Bogacąc się nieprzyzwoicie stawiali kolejne pałace i meczety, a miejscową ludność siłą zaciągali do prac fizycznych, na plantacjach i placach budowy. Rozpoczął się czarny rozdział w dziejach wyspy – epoka rozkwitu niewolnictwa. Kupcy specjalizujący się w handlu żywym towarem urządzali regularne wyprawy wgłąb Czarnego Lądu, które bardziej zasługiwały na miano łapanek. Na Zanzibar wracali z setkami mężczyzn w sile wieku, a nie wszystkim z nich udawało się przetrwać upalną wędrówkę przez kontynent.
Część umierała po drodze, inni nie wytrzymywali warunków, w jakich umieszczano ich już na wyspie – często były to ciemne i ciasne komory wypchane do cna ludźmi. Tych, którzy zostali sprzedani i udawali się w długą podróż na Bliski Wschód do swoich nowych właścicieli, w pewien sposób można zatem było uznać za szczęściarzy.
Zjawy niewolników
Mury pamiętające te upiorne zdarzenia nadal wznoszą się w sercu Kamiennego Miasta oraz w jego okolicach. Przy urokliwym placu Kelele w kwartale Shangani stoi zabytkowa rezydencja Mambo Msiige, w której dziś działa luksusowy hotel.
Miejskie legendy mówią, że podczas jej budowy niewolników zamurowywano żywcem, aby wzmocnić konstrukcję. Ich upiorne jęki było słychać jeszcze długo po oddaniu budynku do użytku, a wielu twierdzi, że przeszywają one powietrze do dziś.
W tej samej okolicy mieści się dom Tippu Tipa, najbardziej znanego handlarza żywym towarem z epoki sułtanów, który słynął ze swojej bezwzględności. Karma zatoczyła jednak koło – Tip odszedł z tego świata po zachorowaniu na malarię.
Ponure ślady epoki niewolnictwa można też znaleźć obok dostojnego zabytku Stone Town, anglikańskiej katedry.
Brytyjczycy zaczęli łypać okiem na archipelag na początku XIX w., a wkrótce potem stał się on częścią protektoratu pod flagą Union Jacka. Omańscy sułtani pozornie zostali u władzy, ale ich decyzyjność zmalała. Świat powoli zmieniał stanowisko: niewolnictwo miało dobiec końca! Przybysze znad Tamizy przychylali się ku tej tezie, a wybudowana przez nich katedra stanęła w miejsce największego targu niewolników, jakie widziało Kamienne Miasto. Zwiedzając dziś dawne cele, gdzie w nieludzkich ilościach i pozach upychano setki młodych mężczyzn, można się zastanawiać jakim cudem wychodziło się stąd żywym.
Duchy księżniczek
Nawiedzające Stone Town shetani (w języku swahili to termin określający dobre i złe duchy) nie są wyłącznie schedą branży Tippu Tipa. Wiele złowieszczych podań i legend otacza też samych sułtanów, ich rodziny i znajomych – ówczesną elitę finansową wyspy. Te przebogate rody pławiły się w luksusie, nierzadko tracąc kontakt z rzeczywistością, w której żyła rdzenna populacja Ungujy.
Ich formą rozrywki były intrygi i afery dworu, czego symbolem stała się postać księżniczki Khole, wnuczki jednego z sułtanów. Ruiny jej pałacu okupują wybrzeże w okolicy wioski Bungi, pół godziny drogi od Kamiennego Miasta.
W młodym wieku Khole odziedziczyła po ojcu finansowe "imperium goździków". Oszczędzanie nie było jej mocną stroną. Z rozmachem zleciła wybudowanie swojej rezydencji i zaczęła prowadzić styl życia, który stał się przedmiotem plotek i niedomówień. Po wyspie krążyły historie o jej licznych kochankach i rozwiązłym usposobieniu.
Podobno Khole szybko nudziła się mężczyznami, a tych, którzy wypadli z jej łask skazywała na ścięcie. Ich głowy zakopywano następnie pod sadzonymi wzdłuż głównej drogi Bungi mangowcami. Ruiny pałacu "księżniczki-modliszki" są dziś wielce niespokojnym miejscem, gdzie nocami można natknąć się na duchy dawnych adoratorów arystokratki.
Mieszkańcy Stone Town i okolic nie mają więc lekkiego życia, cały czas egzystując w cieniu tych upiornych historii. Niektórzy twierdzą, że alejki Kamiennego Miasta każdej nocy wspominają je od nowa. Przykładając uszy do ścian budynków można wtedy usłyszeć szepty wszystkich dawnych cierpiętników.